W inauguracyjnym występie na turnieju EHF EURO 2020 kobiet Polska przegrała w Kolding z Norwegią 22:35 (13:17). Biało-Czerwone rozegrały dobrą pierwszą połowę. Po przerwie dominacja faworyzowanych rywalek nie podlegała dyskusji.

 

Mecz z Polską miał być dla Skandynawek początkiem drogi po odzyskanie tytułu najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Ich rekord we wszystkich rozgrywkach jest znakomity, a  historia pisana na EHF EURO nie ma sobie równych. Norwegia jest rekordzistą pod względem większości zdobytych trofeów w mistrzostwach Europy, z siedmioma – w tym czterema kolejnymi tytułami wywalczonymi w latach 2004-2010. Dodatkowo zdobyła trzy trofea mistrzostw świata i dwa tytuły olimpijskie oraz 15 srebrnych i brązowych medali na najważniejszych zawodach.

Z drugiej strony zespół trzeba przypomnieć, iż prowadzony przez trenera Thorira Hergeirssona zespół po zdobyciu srebrna w MŚ 2017, dwie kolejne imprezy miał nieudane. Norweżki ME 2018 i MŚ 2019 zakończyły poza podium.

Polscy kibice długo przed pierwszym meczem Biało-Czerwonych na tegorocznym EURO zadawali sobie pytania czy zastąpienie kluczowych, wielkich nieobecnych, reprezentantek Polski zakończy się powodzeniem. Wszak klasy Karoliny Kudłacz-Gloc, Moniki Kobylińskiej i Kingi Achruk znawcą piłki ręcznej nie trzeba dłużej przedstawiać.

Dość szczęśliwie pierwszą bramkę spotkania w Sydbank Arena w Kolding spotkania rzuciła Marta Gęga. Nora Mork szybko wyrównała. Agresywna obrona rywalek powodowała, że Polki miały problemy w ataku pozycyjnym. Z kolei każdy błąd w rozegraniu piłki groził błyskawiczną kontrą. Tymczasem 100-procentową skuteczność notowała Gęga, która zdobyła pierwsze cztery bramki drużyny. Dzięki temu a także wsparciu jej koleżanek wynik długo oscylował wokół remisu.

Ustawienie drugiej linii z dwoma leworęcznymi zawodniczkami też przynosiło powodzenie czego dowodem trafienie Aleksandry Zych. Polki w defensywie nie odpuszczały, dużo ryzykowały – stąd także dużo rzutów karnych. Bezwzględnie wykorzystywała je Mork. W momencie, gdy przewaga Norweżek urosła do czterech goli, to Arne Senstad poprosił o przerwę na żądanie. Trener naszej drużyny zaczął dużo rotować składem. Na boisku pojawiły się m.in. kapitan Kinga Grzyb i Weronika Gawlik. Ta pierwsza w końcówce pierwszej połowy zdobyła 725 bramkę w historii występów w zespole narodowym. Joanna Drabik dwukrotnie przypomniała, że zostawienie jej zbyt dużo swobody na kole skutkuje karą w postaci straty gola. Na przerwę Norweżki schodziły z 4-bramkową zaliczką, gdyż Mork po raz czwarty nie zawiodła z 7 metra.

 

Norweżki nie rezygnowały z szybkiego tempa. W porównaniu z błędami Polek miało to przełożenie na rosnącą przewagę rywalek. Nasz zespół w sumie przez 10 minut drugiej części gry nie zdołał powiększyć dorobku bramkowego. Zawodziła przede wszystkim precyzja podań w ataku. Trener Senstad podczas czasu cierpliwie tłumaczył, że niezbędna jest koncentracja. Tymczasem różnica bramkowa Norweżek powiększyła się aż do 10 trafień, Strzelecką niemoc przerwała Aneta Łabuda.

Wysokie prowadzenie pozwoliło trenerowi Hergeirssonowi na puszczenie w bój zmienniczek.  Podwójne osłabienie Skandynawek stwarzało nadzieje na lepszą postawę Polek. Były one jednak płonne, gdyż karę szybko otrzymała również Zych. Najmłodsza wśród przeciwniczek 21-letnia Henny Reistad, grając na luzie bez większych problemów powiększało konto bramkowe Norwegii. Finałowe minuty przebiegały bez większych emocji. Faworytki nie zawiodły, a Polki swojej szansy poszukają w sobotę w meczu z Rumunią.

MVP meczu została Veronica Kristiansen.


Norwegia – Polska 35:22 (17:13)

Norwegia: Sando, Granlund – Reistad 6, Arntzen 1, Kristiansen 2, Frafjord, Loke 1, Skogrard 2, Mork 6, Ofdeal 3, Aune 5, Dale 2, Jacobsen 2, Herrem 5, Solberg-Isaksen, Breistol

Polska: Gawlik, Płaczek – Łabuda 2, Gęga 6, Grzyb 1, Górna, Zych 2, Drabik 2, Rosiak 3, Wołoszyk, Nosek 2, Kochaniak 1, Szarawaga, Świerżewska Roszak, Nocuń 3

Sędziowały: Ioanna Christidi, Ioanna Papamattheou (Grecja)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!