Fot. Mateusz Kostrzewa, legia.com

Nerwowe spotkanie przy Łazienkowskiej rozegrała w środowy wieczór warszawska Legia, która ostatecznie może cieszyć się ze zwycięstwa. Mistrzowie Polski mierzyli się z niżej notowaną Florą Tallinn, która przez sporą część meczu przysparzała Wojskowym nie małych problemów.

Szybkie otwarcie i szczęście w nieszczęściu Bartosza Kapustki

Obraz pierwszej połowy środowego pojedynku Legii z estońską Florą Tallinn został załamany szybko strzelonym golem dla warszawskiej drużyny. Już w 3. minucie piłkę na własnej połowie przejął Bartosz Kapustka, który mimo asekuracji rywala przebiegł kilkadziesiąt metrów, po czym znalazł lukę i oddał strzał sprzed szesnastki zapisując się na liście strzelców. Radość z gola trwała jednak krótko, gdyż w wyniku celebracji Kapustka doznał kontuzji, która uniemożliwiła mu dalszą grę. W jego miejsce musiał pojawić się nowy zawodnik, co nie wpłynęło korzystnie na Legię.

Chaotyczna gra obu drużyn

Po obu stronach dość chaotycznie. Nerwowo wyglądały zwłaszcza formacje defensywne obu zespołów. W 19. minucie legioniści zdołali wrzucić piłkę w pole karne, gdzie do uderzenia szykował się Mladenović, lecz doskok obrońcy sprawił, ze nieco ją wypuścił, co mógł wykorzystać Martins, lecz jego strzał z okolic szesnastki wylądował wysoko nad poprzeczką.

Pole karne Flory wydawało się coraz bardziej oblegane przez drużynę mistrzów Polski. W 26. minucie świetnie obsłużonym został Luqinhas, który z ostrego kąta prawego słupka bramki próbował strzelać dokręcając piłkę na dalszy słupek, lecz uderzył minimalnie obok niego.

Chwilę później błąd po stronie Hołowni. Defensora Wojskowych minął Sappinen, po którego strzale interweniował Boruc, który w 44. minucie popisał się kolejną dobrą postawą. Na sytuację sam na sam wychodził Sappinen, lecz Boruc wyszedł z bramki i skutecznie obliczył tor lotu piłki, którą przekazał swojemu partnerowi z drużyny.

Flora dopięła swego

Wraz z początkiem drugiej połowy wyrównany poziom obu drużyn przełożył się na wynik bramkowy. W 53. minucie kapitalnie zachował się Ojamaa, który wszedł w pole karne i zwiódł dwójkę obrońców gospodarzy, po czym wyłożył futbolówkę na piąty metr, gdzie formalności dopełnił Sappinen.

Na wydarzenia boiskowe reagował Czesław Michniewicz, który stopniowo wprowadzał świeżą krew na boisko. Legia zagroziła po serii dośrodkowań z rzutu rożnego. W 64. minucie Igonen kapitalnie interweniował po strzale główkującego w dolną część bramki, Jędrzejczyka.

W 76. minucie kolejne zagrożenie pod bramką estońskiej Flory. Tym razem po dograniu z cornera główkował Wieteska, zaś z linii brakowej piłkę wybijał Zenjow.

Wraz z końcowym gwizdkiem goście z Estonii mieli coraz mniej do powiedzenia, co w doliczonym czasie gry wykorzystała Legia. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłkę strącił jeden z defensorów Flory, ale ta wpadła wprost pod nogi Rafaela Lopesa, któremu przyszło uderzać karnego w trybie dynamicznym. Potężne uderzenie Portugalczyka sprawiła, że futbolówka powędrowała do siatki i stadion przy Łazienkowskiej znów wybuchnął z radości.

W końcówce swoich sił próbowali jeszcze Estończycy, ale Ojamaa na bramkę Boruca uderzał zbyt słabo, by były golkiper reprezentacji Polski mógł ją przepuścić. Zagorzałych kibiców może denerwować, że przy prowadzeniu Legia nie szuka uspokojenia gry, przytrzymania piłki, a szybkiego, często zbyt chaotycznego przedostania się do przodu. Najważniejsza jest jednak wygrana i zaliczka przed meczem rewanżowym, który za tydzień odbędzie się na boisku rywala.

el. Ligi Mistrzów – 2. runda                                                                                    Legia Warszawa 2:1 Flora Tallinn

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!