Kontynuujemy nasz cykl o zapomnianych piłkarzach, dzisiaj czas na część trzecią. Postacią, którą chciałem przybliżyć czytelnikom jest Dawid Jarka. Urodził się 15 sierpnia 1987 roku w Świerklańcu, tam też zaczynał jako junior.

 

Proponuję usiąść wygodnie w fotelu, tradycyjnie włączyć ulubiony utwór naszego bohatera (dzisiaj jest tu Duke Dumont – I got U, lub, jak ktoś woli co innego to Ekipa – Zygzak). Relaks, trochę śmiechu i wspomnienia, które mogą się spodobać nie tylko kibicom Górnika Zabrze.

 

Panie Dawidzie, proszę powiedzieć jakie były początki kariery z pańskiej perspektywy?
Na początku mogę w sumie powiedzieć, że zacząłem grać w piłkę bo miałem starszych braci, zawsze mnie jako najmłodszego wybierali na bramkę, wtedy też złapałem tego bakcyla. Zaczęło się w sumie w mojej rodzinnej miejscowości, następnie przeniosłem się do Polonii Bytom, tam już grał o sześć lat starszy mój brat więc jak on grał to ja byłem sobie z boku i to wszystko obserwowałem. Ale obserwowali mnie też trenerzy, którzy chcieli żeby żebym przyszedł właśnie do Polonii Bytom, od tego momentu w sumie zaczęła się moja przygoda na poważnie.
Grając w Polonii zacząłem już dostawać powołanie do kadry śląska, wypatrzyli mnie też skauci Gwarka Zabrze i zmieniłem Bytom na Zabrze. Swoją przygodę kontynuowałem w Gwarku, zaczęły się też powoli pojawiać powołania do kadr młodzieżowych.

 

Kolejnym krokiem była Larissas…
Tak, w Gwarku udało mi się w połowie rundy strzelić 24. bramki, było to w międzywojewódzkiej lidze juniorów, pobiłem w sumie nawet rekord Marcina Kuźby. Ta dobra forma strzelecka zaowocowała zainteresowaniem kilku klubów, wydawało mi się wtedy że kierunek Grecja to byłby taki fajny kierunek. Pojechałem w końcu na testy, w sparingu strzeliłem trzy bramki w jednej połowie, od razu byli zainteresowani moją osobą, namaścili mnie już wtedy jako drugiego Krzysztofa Warzychę, popularny „Gucio” nawet pomagał mi z tym transferem. Zakotwiczyłem w tej Grecji na pół roku, trenowałem z pierwszym zespołem ale w „jedynce” nie zadebiutowałem. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że to bardzo interesujące doświadczenie, tam miałem taki prawdziwy przeskok z piłki juniorskiej do seniorskiej.

 

Wspomniał pan, że nie udało się zadebiutować w pierwszym zespole. Z czego mogło to, Pańskim zdaniem wyglądać? Problem w komunikacji?
Z całą pewnością nie czułem się od nich gorszy, miałem oczywiście, jak każdy junior, takie nawyki juniorskie, teraz pewnie zachowałbym się tam zupełnie inaczej, szczególnie wiedząc to co wiem teraz i mając takie doświadczenie jakie mam dzisiaj. Powiem szczerze, że bardzo liczyłem na pierwszy zespół – grając w rezerwach graliśmy z naszymi odpowiednikami z Panathinaikosu czy Olympiakosu i w tych meczach dawałem z siebie wszystko, strzelałem dużo goli. Myślałem, że debiut jest tuż tuż, czasami wypadali jacyś zawodnicy czy to za kartki czy za kontuzje, ale cały czas byłem pomijany. Problemem też była bariera językowa – chciałem spróbować porozmawiać z trenerem, ale on nie mówił zupełnie po angielsku, mój angielski był, lekko mówiąc, amatorski. Po grecku dopiero po jakimś czasie nauczyłem się rozmawiać. Ciężki to był jednak czas dla juniora taki przeskok – nie dość że do seniorów to jeszcze do innej ligi. Z perspektywy czasu chyba bym tego nie powtórzył.

 

Z całą pewnością jednak doświadczenie, które złapał pan na boiskach w Grecji, pomogło się panu odnaleźć po powrocie do Polski do Górnika.
Tak, to na pewno, było mi tutaj dużo łatwiej. Na pierwszy sparing jak pojechałem to trener Motyka po meczu podszedł do mnie i powiedział, że po mnie już nie widać takich faktycznych zachowań juniorskich, że zacząłem się zachowywać na boisku jak prawdziwy senior.

 

Po Górniku był krótki epizod w ŁKSie i powrót na Śląsk. Zawsze ciągnęło w tym kierunku?
Tak, nie ukrywam że zawsze dobrze się czułem w tym regionie, można też powiedzieć że jestem Ślązakiem z krwi i kości, kto mnie zna to wie, że ja zawsze „godom” po śląsku, nie mam z tym problemu. Jak trza godoć to godom, jak trzeba mówić to mówię. Zawsze też czułem się sobą i byłem sobą – można było porobić sobie jakieś żarty, trochę się powygłupiać, każdy kto mnie zna to wie że lubiłem robić niekiedy fajne numery, stąd też tutaj czułem się najlepiej.

 

Sam pan poruszył ten temat to dopytam: ma pan jakieś takie ciekawe wspomnienia z kariery? Jakieś interesujące ciekawostki? Może chrzest do drużyny?
Tak, powiem panu że ja w sumie jestem jeszcze z tego pokolenia piłkarzy, którzy po treningu jechali do knajpy i łoili w karty, taka szatnia kiedyś była. Z biegiem czasu ta szatnia stawała się coraz bardziej profesjonalna. Ktoś na przykład wysmarował mnie czarną pastą jak afroamerykanina, kilka razy dostało się klapsy po dupie. Stara gwardia ogólnie lubiła się pośmiać z młodych, w dzisiejszych czasach już robione jest to wszystko z głową, nie ma takich wygłupów jak to kiedyś było, ale nowy musi taki chrzest przejść. Szatnia hartuje też charakter, kiedy w szatni piłkarskiej są jakieś numery, każdy każdemu robi jakiś żart, gdy jest dobra atmosfera to później to wychodzi na boisku, każdy za każdym skoczy w ogień. Zbyt oryginalny nie będę z pomysłów: ktoś komuś wysmarował majtki preparatem bengaj, często to w sumie jest.

 

Obstawiam, że brylował w tym Ś.P. Piotr Rocki?
No właśnie wspominałem sobie dzisiaj Piotrka Rockiego, bo też pojawiła się informacja że nasz ukochany „Leon” Stasiu Sętkowski z Górnika zmarł (wywiad był przeprowadzony 14.07, przy. red.), więc akurat wspominałem ostatnio obie osoby. Z Piotrem Rockim mówiliśmy na niego „oszust”, ale to tylko ksywa, absolutnie nie miało to nic wspólnego z oszustwami. Mało tego, podejrzewam że był jednym z najbardziej uczciwych ludzi jakich znam. Pamiętam jak dziś, jak przyjeżdżało się na Górnik na trening to po wszystkim zawsze samochód był elegancko i ładnie wyczyszczony, dało mu się tam kilka dobrych złotych na takie lepsze piwo. Dbał o nas, buty naprawiał, wszystko co tylko można było to robił. Wiadomo jakie to były czasy – to niecałe dwadzieścia lat temu. Leon robił wszystko na Górniku, tak można śmiało powiedzieć. Jak tylko w Zabrzu widać było poloneza z podniesionymi wycieraczkami to od razu było wiadomo że to on.

 

Ale w Zabrzu była wcześniej dobra wiadomość o przyjściu Lukasa Podolskiego…

Tak, Leon zawsze o tym marzył by Podolski do Górnika przyszedł. Od kiedy ja grałem w Górniku to Leon zawsze tak mówił, że „on chyba tego nie dożyje”. Stało się tak, że dożył transferu, ale pierwszy mecz już będzie oglądać z nieba.

 

Panie Dawidzie, proszę powiedzieć jaki mecz uważa pan za swój najważniejszy w karierze?
Najważniejszy? Hm… było kilka ważnych. Z całą pewnością będę wspominać mecz z Zagłębiem Sosnowiec kiedy strzeliłem cztery bramki. Z resztą wielu trenerów mi mówiło, że ja chyba najbardziej lubię grać takie mecze z drużynami tutaj z regionu śląska czy zagłębia dąbrowskiego. Jakaś taka dodatkowa motywacja, coś takiego. W końcu we wspomnianym meczu z Zagłębiem strzeliłem cztery bramki, nie zdarza się to w ekstraklasie zbyt często. Do dzisiaj z resztą mi wypominają niektórzy: „Jarka? A to ten co strzelił cztery bramki Zagłębiu.

 

Ale w Sosnowcu pana nie rozpoznają?
Rozpoznają, ale nie za bardzo mnie lubią (śmiech)

Najlepszy zawodnik z którym pan grał? I przeciwko któremu pan grał?
Na pewno mecz młodzieżówki Polska – Hiszpania, wtedy pierwszy raz zagrałem przeciwko zawodnikom, których gdzieś tam oglądałem w telewizji: Gerard Pique chociażby, podstawowy obrońca Barcelony, ale też Bojan Krkić, Diego Capel, Sergio Garcia… ja grałem w środku pomocy, tak mnie trener ustawił, więc bardzo ciekawe zderzenie z rzeczywistością, takie zobaczenie w jakim miejscu jest reprezentacja Polski. Grałem w tym meczu i po prostu tych zawodników podziwiałem. To było wspaniałe przeżycie.

To z kim się panu udało koszulką wymienić?
No niestety to były takie głupie czasy, że jak dało się komuś jedną koszulkę to w drugim meczu nie byłoby w czym grać, więc niestety nie było wymiany koszulek.

 

Czyli już wiemy przeciwko komu, a zawodnik z którym grał pan w jednej drużynie?
Na reprezentacji U-20 spotkałem w sumie Roberta Lewandowskiego, jechaliśmy wtedy na mecz z Anglią. Razem weszliśmy na boisko, z tego co pamiętam to chyba w 70. minucie. Obiektywnie się przyznam, że wtedy bym nie pomyślał że zrobi aż taką karierę, niczym aż takim się niby nie wyróżniał. Ja byłem „na topie” bo to była ta runda gdy strzelałem jak na zawołanie dla Górnika, on był jednym ze strzelców z I ligi. Piotrek Ćwieląg, Piotrek Polczak, Kamil Glik, Kamil Grosicki też w sumie z nami pojechali wtedy, niektórzy się już też wtedy ocierali o pierwszą reprezentację. Ale wracając do Roberta… taki skromny, mało się odzywał, trochę chudziutki, no nie pomyślałbym że zrobi aż taką karierę. Znam też Łukasza Piszczka, graliśmy razem czasami w Gwarku, jak był napastnikiem to miał niesamowity dar: co miał to strzelał. Potrafił strzelić nawet po 7-8 bramek w meczu dzięki temu. Dopiero Lucien Favre, z tego co pamiętam, zmienił pozycję Piszczkowi i to też był strzał w dziesiątkę. Miał Łukasz ciężary jako napastnik, a po zmianie pozycji grał wszystko co się dało.

Wydaje się to rzadko spotykane: prędzej z obrony do ataku jak Wojciech Kędziora w Piaście, który z obrony poszedł do przodu i został królem strzelców I ligi gdy Piast wchodził do Ekstraklasy.
No tak, a na drugim biegunie Przemek Pitry który na środkowym obrońcy wymiatał znakomicie bo czytał grę bardzo dobrze, tam chyba Franciszek Smuda go środkowym obrońcą zrobił. Powiem szczerze, że Przemek zrobił na mnie mocne wrażenie, gdybym był trenerem klubu Ekstraklasy to chyba bym go widział w swojej drużynie. Sam z resztą w Gwarku też grywam na obronie, czy to na środku czy na prawej, też się tam dobrze czuję.

 

TERAŹNIEJSZOŚĆ

 

Przyszedł taki moment, że trzeba było już zakończyć karierę na najwyższym szczeblu. Jaka była pana myśl następnego dnia?
Mi było troszkę łatwiej bo doznałem bardzo poważnej kontuzji, nie było tak że już się nadaje czy odstaję od innych. Męczyła mnie dosyć mocno kolano, a trzy miesiące później strzelił mi achilles, musiałem wtedy w zasadzie uczyć się wszystkiego na nowo, więc tutaj zdałem sobie sprawę że raczej już nie wrócę do gry na najwyższym poziomie. Druga, może trzecia liga to tak, ale Ekstraklasa to już raczej nie. Kilka miesięcy żeby stanąć na nogi, jeszcze kilka żeby wrócić do grania to już jednak było za dużo, więc nie było takiego „co tu teraz robić”. Początki po powrocie były bardzo trudne, nie potrafiłem nawet przebiec trzydziestu sekund.
Pojawiła się propozycja pracy w Gwarku Tarnowskie Góry, to czwarta liga była, rozmawiałem z trenerem, z prezesami, i pomyślałem sobie że mogę spróbować się lekko odbudować. Treningi tutaj były bardzo profesjonalne, więc też na to nie narzekałem, wiedziałem że to dobra lekcja dla mnie.

Miałem wrócić na początku na pół roku, a dzisiaj mija szósty rok jak tu jestem. Uświadomiłem sobie wtedy że nie ma sensu jeździć po Polsce i udawać że jest się piłkarzem: znalazłem tutaj spokojną pracę, trenuję sobie w Gwarku, gramy teraz w III lidze. Nie było żadnych problemów z alkoholem czy podobnymi używkami.

 

Słyszy się właśnie o takich problemach piłkarzy po zakończeniu kariery. Czy pan miałby jakieś takie rady, z perspektywy czasu, z własnego doświadczenia?
To co mogę doradzić to to że trzeba myśleć poważnie o treningu: trzeba przed treningiem się dobrze wymasować, dbać dobrze o dietę, staram się trzymać wagę… czyli takie aspekty, które się wydawały kilkanaście lat temu zupełnie bez uwagi. Teraz widzę, że moje samopoczucie jest zupełnie inne na tej diecie, na tym masowaniu się, po rozmowie z psychologami, wszędzie ktoś zawsze pomoże.
Mam znajomego piłkarza za granicą, który opowiadał mi o jednym młodym piłkarzu z Bundesligi: poszedł kiedyś do zarządu i powiedział że chce sobie kupić nowe auto. Od razu sprowadzili go na ziemię i powiedzieli mu „ty najpierw coś pokaż na boisku a dopiero później kupuj nowe auta”, nie ma tak jak w Polsce. Tutaj często jest tak, że taki agent zagra kilka spotkań w Ekstraklasie, myśli że już jest kimś i idzie sobie kupić nową furę. Tam jest to bardziej pilnowane. Dopiero jak coś pokaże to nie ma problemu by kupił sobie takie auto.
Dzisiaj się to wszystko zmieniło, sam z resztą też jestem aktualnie studentem na kierunku psychologia, widzę więc jaka jest cienka granica między byciem średniakiem a dobrym piłkarzem.

 

Czyli teraz co, pracuje pan, studiuje i gra w Gwarku?
Taaak, nie ukrywam że mój czas jest dosyć mocno wypełniony, jak wstaję gdzieś koło 6. rano to wracam do domu koło dziewiętnastej – dwudziestej, cały czas coś robię. Ale nie ukrywam, że lubię to co robię. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Za chwilę z resztą będę się bronił, chciałbym pójść na magisterkę.

 

A myślał pan by zostać trenerem?
No właśnie mam UEFA B, ostatnio myślałem czy nie zrobić sobie UEFA A, ale patrząc przez pryzmat studiów: pedagogikę i resocjalizację, mam dosyć mocno też psychologię na tym kierunku, więc może bardziej w tym kierunku. Agent może, rozmowy z młodymi piłkarzami. Jestem komunikatywny, ale póki co to nie trenerka. Do dzisiaj z resztą w szatni jak jestem to młodzi piłkarze gdzieś tam patrzą na mnie z szacunkiem, jak im też opowiadam co źle zrobiłem, gdzie zrobiłem błąd, podpowiadam im jak być jeszcze lepszym.

 

Domyślam się też, że było kilka imprez, kto brylował na parkiecie?
No chyba ja, jak tylko muzyka była dobra to Jarka był na parkiecie (śmiech)

 

Czy z perspektywy czasu czegoś pan żałuje?
W sumie jednej rzeczy chyba żałuję… byłem w Płocku, miałem już kontrakt dogadany, a zadzwonił do mnie prezes innego klubu z regionu. Dał mi kontrakt życia, zaproponował pieniądze których bym chyba nigdy nie zarobił, z resztą będąc szczerym to nie zarobiłem. Przez dość długi okres gry dostałem chyba dwie pełne wypłaty. Więc chyba tutaj zrobiłem największy błąd. Chciałem być u siebie, na miejscu, nie jechać do Płocka. Atmosfera i szatnia była super, poznałem wielu wspaniałych ludzi, ale co z tego jak, gdy opowiadałem prawdę, że nie ma pieniędzy, to zostałem w tym klubie wrogiem numer jeden i jestem nim w sumie do dzisiaj.

 

Odkrył pan w sobie jakieś hobby, którego wcześniej pan w sobie nie znał?
Szczerze powiedziawszy to nie, zawsze byłem otwarty na różne propozycje. Moim hobby zawsze była motoryzacja, importowałem samochody zza granicy, teraz trochę się pokończyło przez pandemię. Dopóki jednak była możliwość to zdarzało się jechać i ściągać samochody czy dla siebie, czy dla rodziny czy na zamówienie dla klientów.

 

Z mojej strony tyle, bardzo mi było przyjemnie rozmawiać, dziękuję panu uprzejmie za rozmowę
Ja również dziękuję za wywiad, jest mi bardzo miło że ktoś sobie o mnie przypomniał.

 

CIEKAWOSTKI:

 

W jednym z klubów do którego trafiłem, jako element chrztu i przyjęcia do drużyny dostałem zadanie by wypić jakieś takie dziwne specyfiki… do dzisiaj nie wiem, nie chcę wiedzieć co to mogło być i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem (śmiech)

 

Dzieliłem szatnię z jednym z zawodników, nie chcę mówić z kim, ale gość dosyć często zapominał szamponu. No i tak raz, drugi, trzeci można pomóc, można dać trochę, ale pewnym momencie zaczynają przychodzić trochę głupie pomysły do głowy. No i przyszedł… tak po pewnym treningu, ktoś mu powiedział „to czekaj, dam ci prosto na włosy”. Problem polegał na tym, że zamiast szamponu ktoś dał mu… keczup. Od tego momentu już raczej ten szampon przy sobie miał…

 

Zawsze też będę pamiętał Stasia „Leona” Sętkowskiego, najlepiej pamiętam jak kurczaki po meczu dostawałem. Ile razy byłem najlepszym zawodnikiem w Górniku w danym meczu, tyle razy takiego kurczaka dostałem. Było tego kilka sztuk i nie raz i nie dwa w niedzielę obiad był zajefajny, bo te kurczaki to takie porządne były.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!