fot. Anna Kmiotek, polski-sport.com

Druga runda grupy B siatkarskiej Ligi Mistrzów zabrała nas do Warszawy gdzie miejscowy Projekt podejmował Ziraat Bankasi Ankara.

Nieidealny początek

Spotkanie rozpoczęło się od dosyć wyrównanej gry. obydwa zespoły powoli wchodziły w spotkanie, jak na razie testując wody (2:3). Przyjezdni dobrze grali zagrywką, co pozwoliło im na zbudowanie drobnej przewagi (5:8). podopieczni Andrei Anastasiego od razu wzięli się za odrabianie strat, ale nie było to takie proste zadanie. Dopiero po błędzie w ataku Woutera ter Maata i sprytnym zbiciu Angela Trinidada de Haro z drugiej piłki, warszawianie przejęli kontrolę (14:13). Niestety, pomimo wszelkich starań nie udało im się jej utrzymać. Podopieczni Roberto Santilliego szybko powrócili na dwupunktową przewagę (17:19). Set powoli zbliżał się do końca a wynik nie ulegał zmianie. Sytuacja gospodarzy w dalszym ciągu nie była komfortowa. Przy stanie 18:21 o czas poprosił szkoleniowiec Projektu. Pauza nie dała za wiele, klub z Turcji w dalszym ciągu kontrolował grę. W ostatniej chwili na zagrywce stanął michał Suprlak i od razu popisał się asem serwisowym. Kolejną zagrywkę niestety posłał w pół siatki i w ten sposób premierowa odsłona padła łupem Ziraatu Bankasi Ankara (21:25).

Wyrównanie

Siatkarze Projektu byli widocznie poruszeni niepowodzeniem w pierwszej odsłonie. Mocno weszli w drugiego seta, już na samym początku narzucając swoje tempo (4:1). Zaczęli także zdobywać punkty blokiem, czego kompletnie zabrakło w pierwszej partii. Ziraat co prawda próbował zabrać się do odrabiania punktów, ale warszawianie nie odpuszczali. Między zespołami cały czas utrzymywały się dwa-trzy oczka różnicy (8:5). Miejscowi rozpędzali się powoli, ale pewnie. Ich gra z każdą akcją wyglądała coraz lepiej. Swoje z zagrywki dołożył także Igor Grobelny i tablica pokazywała już 12:6. Rywale zaliczyli skuteczny zryw i powoli, małymi krokami odrobili stratę do zera (13:9, 14:14). Podopieczni Andrei Anastasiego nie pozwolili się jednak wyprzedzić. Najpierw pojedynczym blokiem popisał się Andrzej Wrona, później na kontrze zapunktował Grobelny i nim się obejrzeliśmy, Projekt powrócił na prowadzenie (17:14). Miejscowi nie pozwolili sobie stracić koncentracji, bez większych kłopotów doprowadzili odsłonę do końca na swoją korzyść (25:21) i tym samym doprowadzili do remisu 1:1 w całym spotkaniu.

Ziraat kontratakuje

Od początku trzeciego seta mogliśmy być świadkami wyrównanej gry punkt za punkt (4:4). Żadna z drużyn nie odpuszczała, widać było, że chciały udowodnić, że są w dobrej dyspozycji (8:8). raz jedni, raz drudzy wyprowadzali skuteczne akcje przez co ciężko było wskazać jednoznacznie lidera tej odsłony. W końcu po punktowym bloku na Ter Maacie Warszawa zdobyła dwa oczka przewagi. Tak szybko jak je zdobyła, tak szybko straciła. Wystarczyła punktowa zagrywka Bennie Tuinstry i tablica kolejny raz wskazała remis (13:13). Chwila nieuwagi wystarczyła, żeby to Ziraat Bankasi Ankara przejął kontrolę nad grą. Andrea Anastasi od razu zareagował i przy stanie 13:15 poprosił o przerwę dla swojej drużyny. Pauza niewiele dała na nakręcony zespół z Turcji. Podopieczni trenera Santilliego z każdą akcją byli coraz bardziej zmotywowani. Dobrze wyglądali w defensywie i dzięki temu bez większych problemów podbijali ataki Projektu (15:19). Warszawianie za to zupełnie opadli z sił, jakby nie mieli pomysłu na dalszą grę. Set wchodził w decydującą fazę i był to ostatni możliwy moment na pobudkę (15:22). Na boisku pojawił się jeszcze drugi rozgrywający Projektu Warszawa, Jay Blankenau a chwilę później w miejsce Superlaka zobaczyliśmy Dusana Petkovicia. Zmiany jednak nie przyniosły oczekiwanych skutków. Trzeciego seta zakończył widowiskowy pipe w wykonaniu Martina Atanasova (18:25).

Warszawa się nie przełamała

Od początku czwartego seta na boisku oglądać mogliśmy Petkovicia. Warszawianie byli widocznie poirytowani tym, jak potoczyła się trzecia odsłona, dlatego też od pierwszych minut kolejnej grali bardzo agresywnie. To pozwoliło im już na samym starcie zdobyć trzy oczka przewagi (4:1). Nie było ich stać jednak na wiele więcej, kilka akcji wystarczyło by Ziraat odrobił straty i nawiązał ścisły kontakt (5:4). Projektowi co prawda udało się drugi raz wyrwać na prowadzenie, ale rywale deptali im po piętach. Nie do zatrzymania był Oreol Camajo, który pojawił się na boisku na początku tego seta (12:11). Zespoły znowu zaczęły grać punkt za punkt, jednak to warszawianie byli o ten krok dalej niż rywale (16:15). Bardzo dobrze grali środkowi, Wrona i Nowakowski. De Haro nie bał się ich wykorzystywać. Set powoli wkraczał w decydującą fazę, ale sytuacja nie ulegała zmianie (18:18). W końcu Ziraat wziął sprawy w swoje ręce. Nim się obejrzeliśmy, na tablicy wyświetlił się wynik 19:21. To była ostatnia chwila na reakcję, jeżeli Projekt chciał pozostać w grze. Na boisku pojawił się jeszcze Mateusz Janikowski, który zmienił na pozycji Grobelnego. Zmiana nie pomogła za wiele. Po bloku na Petoviciu przyjezdni mieli do wykorzystania serią piłek meczowych (20:24). Niemal od razu skorzystali ze swojej szansy i zakończyli czwarta odsłonę przy wyniku 21:25.

Projekt Warszawa – Ziraat Bankasi Ankara 1:3 (21:25, 25:21, 18:25, 21:25)

Projekt Warszawa: Trinidad, Superlak, Wrona, Nowakowski, Kwolek, Grobelny, Wojtaszek (libero), Petković, Bankenau, Kowalczyk, Gałązka, Janikowski, Jaglarski (libero), Fornal

Ziraat Bankasi Ankara: Atanasov, Ter Maat, Bulbul, Eksi, Gunes, Tunistra, Bayraktar (libero), Ertugrul, Yucel, Tokgoz (libero), Akkus, Bataci, Camejo, Gedik

Z Warszawy, Aleksandra Kabała

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!