KODI JUSTICE, fot. Anna Kmiotek, polski-sport.com
WKS Śląsk Wrocław w wyjazdowym spotkaniu zmierzył się z zespołem Lietkabelis Panevezys. Podopieczni Andreja Urlepa zajmują przedostatnie miejsce w tabeli grupy A, natomiast litewski przeciwnik plasuje się na 6. lokacie. Zespół Nenada Cenaka był faworytem tego starcia i od początku wypracował przewagę, której nie wypuścił do ostatniej sekundy.
1 połowa

Wrocławianie weszli w mecz dwoma niecelnymi rzutami na kosz. Dovydas Giedraitis zdobył pierwsze punkty w meczu spod kosza. Andrej Urlep był zmuszony do wzięcia przerwy dla swojego zespołu, kiedy straty do rywala wynosiły już 7 punktów (0:7). Ivan Ramljak był autorem pierwszych „oczek” dla Śląska po zaliczeniu akcji 2+1 (3:7). Po pięciu minutach spotkania zespół Lietkabelis miał już na koncie 3 trójki (13:3). Cyril Langevine wykorzystał rzuty wolne, jednak wrocławianie nadal odstawali od rywala (11:27). Pierwsza kwarta zakończyła się zwycięstwem litewskiej drużyny 29:19. Michał Gabiński podał pod kosz do niepilnowanego Jakuba Karolaka, a Kodi Justice popisał się celnym trafieniem zza łuku z czystej pozycji. Wynik dla WKS-u zaczął wyglądać już lepiej (24:29). Litwini znów jednak zaczęli powiększać przewagę, mimo efektowanego wsadu Langevine’a (26:37). Kaspars Berzins zachował się czujnie pod koszem zapisując na koncie kolejne punkty (42:29). Łukasz Kolenda zaliczył przechwyt, a akcję wykończył Karolak z linii 6,75m. Niewątpliwie pierwsza połowa układała się po myśli gospodarzy. Bezsprzecznie WKS Śląsk musiał poprawić grę w obronie jak i celność, jeśli chciał myśleć o zwycięstwie w tym starciu. Litwini zeszli na przerwę przy prowadzeniu 50:38.

2 połowa

Bez wątpienia zespół litewski świetnie spisywał się w kontrach i nie wybaczał błędów. Trójkę zapisał na koncie Kodi Justice, jednak nadal wynik był niekorzystny dla wrocławian (41:56). Aleksander Dziewa był trzymany za łokieć, jednak ku zdziwieniu Śląska, faul nie był zaklasyfikowany jako niesportowy. Zespół Andreja Urlepa miał już na koncie 8 strat i kolejną po tym, jak Langevine nie złapał piłki od Travisa Trice’a. Gospodarze doprowadzili do kolejnych rzutów osobistych i kontynuowali dobrą grę, w przeciwieństwie do graczy Śląska, którzy byli coraz dalej od przeciwnika (47:63). Niewątpliwie wrocławianie potrzebowali czegoś „ekstra”, by myśleć chociażby o wyrównaniu wyniku. Ivan Ramljak nie poradził sobie z obroną rywali i zaprzepaścił szansę na kolejne „oczka” (47:67). Trzecia kwarta zakończyła się aż dwudziestopunktowym prowadzeniem zespołu Lietkabelis Panevezys (67:47). Polski zespół miał problem z celnością. Kolejnego rzutu zza łuku nie wykorzystał Karolak, natomiast rywale nie mieli problemów z udaną kontrą (77:51). Do końca spotkania zostało zaledwie 5 minut, a Śląsk dzieliło od przeciwnika aż 26 punktów (51:77). Zawodnicy WKS-u mieli już problem z wykrzesaniem z siebie siły i motywacji widząc swoją niemoc. Z pewnością z taką grą nic nie wskazywało na to, by wrocławianie odrobili straty w dwie minuty. Na koniec Tadas Vaiciunas zdobył pierwsze punkty w meczu i gospodarze zwyciężyli 88:65.

Lietkabelis Panevezys- WKS Śląsk Wrocław 88:65
(29:19; 21:19; 17:9; 21:18)

Lietkabelis Panevezys: Kalaitzakis 18, Lipkevicius 16, Gagic 14, Giedraitis 10, Zemaitis 8, Vasiliauskas 8, Berzins 7, Vaiciunas 3, Gierdaitis 2, Maldunas 2

WKS Śląsk Wrocław: Justice 13, Karolak 11, Dziewa 11, Langevine 9, Ramljak 7, Tomczak 5, Gabiński 3, Trice 2, Kolenda 2, Meiers 2

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!