Stoch
fot. www.facebook.com/PolskiZwiazekNarciarski/

Zimowe Igrzyska Olimpijskie zbliżają się wielkimi krokami. Już za ponad tydzień będziemy poznawać kolejne osoby, na szyjach których zawisną olimpijskie krążki. Zanim jednak, zapraszamy do wspomnień, które rozgrzeją niejedno serce.

Fortuna kołem się toczy

Z pewnością wielu czytelników nie mogło doświadczyć jego triumfu, pierwszego dla polskich skoków, jednak do tej pory przywoływany jest jako mentor i wzór dla młodych adeptów tego sportu. Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 1972 roku odbywały się w Japonii, a skoki oddawane były na dobrze znanej skoczni Okurayama. Wydarzenia na skoczni obserwowało 50 tysięcy widzów na stadionie i miliony przed telewizorami. Niestety, transmisji nie przeprowadziła ani Telewizja Polska, ani Polskie Radio. Wojciech Fortuna w próbnej serii skoczył 100 m. W pierwszej serii punktowanej jego skok miał długość 111 metrów. Oceny sędziowskie wyniosły kolejno 17 pkt., 18 pkt., 18 pkt., 18,5 pkt. i 19 pkt., a końcowa nota 130,4 pkt. Była to rekordowa liczba punktów uzyskana przez jakiegokolwiek skoczka w historii dyscypliny. Po jego skoku na chwilę przerwano konkurs. Mimo tego zawody zostały wznowione. Fortuna w drugim skoku uzyskał zaledwie 87,5 metra, co dało mu jednak zwycięstwo. Oprócz tytułu zimowego mistrza olimpijskiego Polak otrzymał tytuł mistrza świata, który przyznawany był wtedy automatycznie.

Mistrzyni finiszu

Idąc dalej, w kolejne tysiąclecie, w świecie sportu zaistniała Justyna Kowalczyk. W swoim dorobku ma aż pięć medali olimpijskich. Pierwszy brązowy krążek zdobyła w 2006 roku w Turynie. W biegu na 30 kilometrów stylem dowolnym udało jej się wywalczyć trzecie miejsce. Kolejne dwa zdobyła w 2010 roku w kanadyjskim Vancouver. Złoto zawisło na jej szyi po biegu na 30 kilometrów stylem klasycznym. Dołożyła do tego brąz na 15 kilometrów w biegu łączonym. Wielu kibiców z pewnością pamięta dramatyczny dla Kowalczyk przebieg igrzysk w rosyjskim Sochi w 2014 roku. Złamana kość śródstopia i niepewny start na koronnym dystansie 10 kilometrów stylem klasycznym. Fizjoterapeuta oraz lekarz sportsmenki postawili ją jednak na nogi i z uszkodzoną kością wystartowała. Jak sama później przyznała – smak zwycięstwa w takich okolicznościach był niesamowity. Jak się później okazało był to już ostatni medal Kowalczyk w jej karierze.

Stochomania nadal trwa

Gdy Małysz kończył karierę wszyscy trzymali kciuki za rozwój kariery Kamila Stocha. Jako jedyny wyrastał na jego następcę, choć po latach nie lubi tak o sobie mówić. Na szczęście złoty sen Stocha się spełnił. Od sezonu 2013/2014 zaczął regularnie plasować się w pierwszej dziesiątce zawodów Pucharu Świata. Stoch był tak rozpędzony, że był murowanym faworytem do złota. Nikt nie spodziewał się jednak, że za jednym razem utrzeli dublet. Na skoczni normalnej z dużą przewagą wygrał nad Peterem Prevcem i Andersem Bardalem. Na dużej skoczni było blisko do małej sensacji. Stoch wygrał z Noriakim Kasaim zaledwie o 1,3 punktu. Trzeci był Peter Prevc. Po czterech latach wszyscy zastanawiali się, czy Stoch będzie gotowy do powtórzenia sukcesu. Po wygranych cyklach w trakcie sezonu ponownie był stawiany w roli faworyta. W pierwszym konkursie nie było dane mu powtórzyć sukcesu z 2014 roku. Pozostała duża skocznia, na której Stoch ponownie się odrodził. Wraz z drużyną sięgnął jeszcze po brąz.

Strażak zrobił furorę

Praca w straży pożarnej na pełny etat, a hobbystycznie jako panczenista – tak zaczynała się kariera Zbigniewa Bródki. Gdy Polak startował na igrzyskach w Sochi nikt nie spodziewał się żadnego medalu, a tym bardziej z najcenniejszego kruszcu. Na dystansie 1500 metrów Zbigniew Bródka wyprzedził Holendra Koena Verveija o zaledwie 0,003 sekundy. W przeliczeniu było to tylko 4,3 centymetry na torze lodowym. W 2018 roku nie było już takiego sukcesu, jednak Pekin może przynieść nam jeszcze wiele radości.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!