foto: Anna Jajkiewicz/SPR Handball Stal Mielec

Po 23. serii PGNiG Superligi w kwestii spadku nic nie jest jeszcze przesądzone. Minimalne zwycięstwo Handball Stali nad Wybrzeżem przy pechowych porażkach Pogoni Szczecin i Azotów Unii Tarnów, rzuca mieleckiej ekipie koło ratunkowe. Patrząc na układ ostatnich dwóch kolejek wyjść Biało-Niebieskim z opresji łatwo nie będzie. Przełamał się wreszcie Piotrkowianin, wygrywając po serii sześciu meczów bez zwycięstwa w Piotrkowie Trybunalskim z Chrobrym Głogów.

Porażki w ostatnich meczach sprawiły, że Azotom Unii Tarnów widmo spadku zaczęło zaglądać w oczy, toteż konfrontacja z MMTS Kwidzyń była okazją do przerwania złej passy.

Wynik spotkania w pierwszej akcji meczu otworzył Alan Guziewicz. Kolejny celny strzał padł dopiero 2 minuty później, a jego autorem był Taras Minotskyi. Oba zespoły od początku meczu miały jednak problem z rzucaniem bramek – po 9 minutach wynik wynosił 2:1, a między słupkami dobrze sprawowali się zarówno Valnetyn Koshovy, jak i Krzysztof Szczecina.

Po upływie 10 minut gra przyspieszyła i w 12. minucie było już 3:4. Gdy trafienie dorzucił jeszcze Jakub Szyszko, o czas dla swojego zespołu poprosił trener Liljestrand. Kwidzynianie nie tracili koncentracji i po upływie 18 minut po kontratakach Guziewicza wynik wynosił 4:8. Był to wyraźny sygnał dla gospodarzy, aby wrzucić wyższy bieg i nie pozwolić rywalom na powiększenie przewagi.

Goście podwyższyli swoje prowadzenie do 5 bramek różnicy, które przez kolejne minuty utrzymywali. Na minutę przed zakończeniem pierwszej części spotkania po rzucie Patryka Grzenkowicza kwidzynianie prowadzili już 9:15. Jedno trafienie dorzucił jeszcze Arkadiusz Ossowski i po 30 minutach mieliśmy wynik 9:16. Na gospodarzy czekało bardzo trudne zadanie w drugiej połowie meczu.

Po zmianie stron drużyny wymieniały się ciosami, jednak w grze tarnowian było widać chęci do zmiany przebiegu tego spotkania. Różnica bramek wciąż była jednak taka sama. Dopiero w 43. minucie tarnowianom udało się nieco zmniejszyć straty do rywala – bramkę na 17:21 rzucił Aleksandr Bushkou, a kilkanaście sekund później trafienie z kontrataku dorzucił Łukasz Kużdeba i mieliśmy 18:21. W tym momencie dobrą passę tarnowian postanowił przerwać Zbigniew Markuszewski, prosząc o czas dla swojego zespołu.

Tarnowska hala ożyła, gdy na kwadrans przed zakończeniem meczu gospodarze tracili do już tylko 2 trafienia. Patryk Małecki zamurował bramkę, w 48. minucie trafił Jakub Kowalik, a chwilę później po trafieniu Kużdeby z 7. metra mieliśmy remis 21:21! Mecz rozpoczął się na nowo.

Tarnowianom udało się wyjść na prowadzenie 22:21, jednak po 10 minutach bez bramki przełamanie drużynie gości dało trafienie Michała Pereta. Trafił jeszcze Ryszard Landzwojczak, a rzutu karnego nie trafił Łukasz Kużdeba. 6 minut przed ostatnim gwizdkiem mieliśmy 22:23, a emocje w Arenie Jaskółka sięgały zenitu.

W 58. minucie ponownie prowadziła Unia [24:23], a w bramce niezmiennie rewelacyjnie spisywał się Patryk Małecki. Gdy do końca meczu zostało 49 sekund, o czas poprosił Patrik Liljestrand. Tarnowianom nie udało się jednak oddać celnego rzutu i gdy piłkę przejęli kwidzynianie, o czas tym razem poprosił ich trener. Wskazówki Zbigniewa Markuszewskiego okazały się skuteczne – do bramki trafił Nikodem Kutyła, a o zwycięzcy spotkania miała zadecydować seria rzutów karnych.

W rzutach z 7. metra lepsza okazała się drużyna gości. Dla Unii trafiali Yoshida i Zahirović, a pomylili się Kużdeba, Minotskyi i Kniazeu. W drużynie z Kwidzyna celne rzuty oddali Kutyła, Nastaj i Kornecki, trafić nie udało się natomiast Szyszko i Orzechowskiemu, jednak to właśnie oni mogli cieszyć się z wywalczonych 2 punktów.

Grupa Azoty Unia Tarnów – MMTS Kwidzyn 24:24 [9:16] k. 2:3

Unia: Małecki, Koshovy – Kużdeba 7, Minotskyi 7, Bushkou 5, Kowalik 4, Kaźmierczak 1, Kniazeu, Matsuura, Sanek, Wojdan, Yoshida, Zahirović, Pinda, Sikora, Wątroba.

MMTS: Szczecina, Dudek – Guziewicz 5, Grzenkowicz 4, Kutyła 3, Landzwojczak 3, Ossowski 3, Jankowski 2, Szyszko 2, Orzechowski 1, Peret 1, Kornecki, Krieger, Majewski, Nastaj.

 

Zarówno Górnik jak Sandra SPA Pogoń mieli swoje cele na to spotkanie. Szczecinianie walczą o utrzymanie, natomiast zabrzan interesuje 4 lokata w tabeli. Pierwszą bramkę w meczu zdobył Lubomir Ivanytsia, na które odpowiedział Dawid Krysiak i Paweł Krupa. Podopieczni Rafała Białego, kiedy dochodzili do czystej pozycji rzutowej to na drodze gości stawał doskonale dysponowany w pierwszej połowie Jakub Skrzyniarz. Jeszcze w 25 minucie po bramce dobrze dysponowanego Wojciecha Jedziniaka było 11 -11, ale końcówka należała już do gości, którzy rzucili 4 bramki z rzędu i na przerwę schodzili prowadzać 15 – 11.

Druga część spotkania rozpoczęła się od zmiany ustawienia szczecinian, którzy do ataku wyszli z jednym zawodnikiem więcej. Niestety nie przyniosło to spodziewanego efektu i w 35 minucie było już 12 – 19. Prowadzenie mogło być wyższe, ale karnego obronił Maksym Viunyk i dał sygnał do odrabiania strat. W 46 minucie podopieczni Rafała Białego zniwelowali różnice w ciągu 10 minut i w 46 minucie złapali bramkowy kontakt przegrywając tylko 20 – 21. W 48 minucie przy stanie 22 – 23 przydarzył się szczecinianom przestój. Nie rzucili bramki przez 7 minut. W efekcie czego w 54 minucie przegrywali już 22 – 25. Tym razem sygnał do ataku dał Luka Arsenić, który obronił karnego. W 58 minucie po bramce Dawida Krysiaka było 22 – 23. Szczecinianie obronili piłkę w ataku, a rzut z kontry Patryka Kroka obronił fenomenalnie Patryk Krok. Kropkę nad i ustalił Łukasz Gogola i goście wywieźli cenne punkty ze Szczecina.

Sandra SPA Pogoń Szczecin – Górnik Zabrze 25-27 (11-15)

 

To nie był mecz dla ludzi o słabych nerwach. Wszystko ważyło się do ostatnich sekund i wtedy kapitalny rzut oddał Dymitry Smolikow. Trafił, a po chwili utonął w objęciach kolegów z Handball Stali Mielec. Podopieczni trenera Rafała Glińskiego wygrali bardzo ważne spotkanie i nadal pozostają w grze o utrzymanie.
Musimy wszystko już postawić na jedną szalę i walczyć tylko i wyłącznie o zwycięstwo. Wiemy, że właściwie każdy inny wynik zamyka nam szanse i marzenia na pozostanie w PGNiG Superlidze – mówił przed meczem szkoleniowiec Handball Stali Mielec.
Kalkulacji być nie mogło. Mielczanie musieli wygrać, jeśli chcieli zachować szanse na pozostanie w najwyższej lidze piłki ręcznej w Polsce. Wybrzeże jednak też ma o co grać, bo z 19. punktami na koncie wciąż są w strefie zagrożonej i spadkiem i grą w barażach.
Początek meczu był wyrównany, choć momentami zarysowywała się przewaga gości z Gdańska. Po sześciu minutach było 1:3, ale już po kolejnej minucie i trafieniach Grzegorza Sobuta i Krzysztofa Misiejuka zrobiło się 3:3.
Następne minuty to niewykorzystany rzut karny Piotra Papaja i gra bramka za bramkę. Na gola Wiktora Tomczaka odpowiedział Rafał Krupa, by chwilę później na bramki Tomczaka i Pieczonki odpowiedzieli Sobut i Smolikow.
Przewagę Wybrzeże osiągnęło po kwadransie gry. Po bramkach Pieczonki, Woźniaka i Wróbla zrobiło się 7:10 na korzyść gości. Wtedy Rafał Gliński poprosił o czas i była to bardzo dobra decyzja. Po wskazówkach od trenera Stali przewaga przyjezdnych zmniejszyła się do jednego trafienia. Dwa gole z rzędu dla mielczan zdobyli Sobut i Wołyncew.
Do końca pierwszej połowy trwała zażarta walka. Inicjatywa wciąż była po stronie drużyny z Gdańska, bo w 28.minucie prowadziła 11:14. Wtedy jednak obudzili się mielczanie, pokazali wielki charakter, walkę i po doskonałej interwencji Dawida Dekarza oraz bramkach Wilka, Ruhnke i Pribanicia pierwsza połowa zakończyła się remisem 14:14.
Po przerwie gra wyglądała podobnie, jak przez większą część pierwszej połowy. Goście wychodzili na prowadzenie, ale mielczanie cały czas doprowadzali do remisu. Tak było chociażby w 36.minucie, gdy na bramki Jachlewskiego i Tomczaka odpowiedzieli Sobut i Smolikow. Po chwili jednak znów było jednobramkowe prowadzenie Wybrzeża, tym razem po trafieniu z rzutu karnego Jachlewskiego.
Podobnie jak w pierwszej połowie, również w drugiej po upływie piętnastu minut gry gdańszczanie osiągnęli trzy bramki przewagi (21:24), ale mielczanie nie odpuszczali i dwie bramki Grzegorza Sobuta z rzutów karnych oraz trafienie Sasy Puljizovicia zniwelowały straty do tylko jednego gola.
Emocji było bardzo dużo. Gdy wydawało się, że podopieczni trenera Glińskiego doprowadzą do remisu (przy stanie 25:26), Atnonio Pribanić stracił piłkę, poszła szybka kontra i bezbłędny okazał się być Piotr Papaj. Jednak już chwilę później, po bardzo ładnej akcji, trafił Rafał Krupa i znów była tylko jedna bramka różnicy.
W 55.minucie w końcu mielczanie osiągnękli upragniony remis. Rzut z drugiej linii idealnie wszedł Grzegorzowi Sobutowi i na tablicy widniał wynik 27:27. Wybrzeże zaczęło się gubić, ale Stali również brakowało zimnej krwi. Nawet gdy mielczanie mieli w posiadaniu piłkę na wyjście na prowadzenie, to nie wykorzystywali okazji.
Na dwie minuty przed końcem mieliśmy remis 28:28, mielczanie byli w posiadaniu piłki i trener Gliński postanowił wziąć czas. Po przerwie jego podopieczni jednak gola nie rzucili, ale Wybrzeże też nie trafiło swojej okazji. W ostatnich sekundach to Stal miała piłkę, odpowiedzialność wziął na siebie Smolikow i trafił nie do obrony! Handball Stal Mielec wygrała z Wybrzeżem Gdańsk.
Handball Stal Mielec – Torus Wybrzeże Gdańsk 29:28 (14:14)
Stal: Dekarz, Procho – Sobut 9, Krupa 6, Smolikow 4, Pribanić 2, Wilk 2, Puljizović 2, Ruhnke 1, Wołyncew 1,
Misiejuk 1, Nikolić 1 oraz Wojdak, Graczyk. Trener Rafał Gliński.
Wybrzeże: Wałach, Witkowski – Papaj 7, Tomczak 7, Jachlewski 4, Wróbel 3, Pieczonka 3, Woźniak 1,
Turczenko 1, Sulej 1, Powarzyński 1 oraz Doroszczuk. Trener Mariusz Jurkiewicz.
Kary: 8 min. – 6 min

Długi czas przełamania oczekiwano w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie Piotrkowianin rywalizował z Chrobrym Głogów.

Wynik spotkania otworzył jego najlepszy zawodnik Filip Surosz. Rozgrywający Piotrkowianina był momentami wręcz nie do powstrzymania grając na bardzo wysokiej skuteczności. Przez większość pojedynku Surosz rywalizował zresztą z Pawłem Paterkiem. Temu drugiemu najwyraźniej zabrakło pod koniec sił i zaczął pudłować. Tradycją pojedynków Piotrkowianina i Chrobrego jest to, że wynik jest sprawą otwartą do ostatniej akcji. I tak też było i tym razem. Na 45 sekund przed końcem był remis 29:29. Wtedy to dwie najważniejsze bramki rzucił Piotr Jędraszczyk. Najpierw wykończył atak pozycyjny, a później pogrążył rywala rzutem do pustej bramki.

– Graliśmy dziś w osłabionym składzie, ale nie chcę tak się tłumaczyć. Nie rzuciliśmy bramek w ważnych momentach i dlatego przegrywamy. Podnosimy jednak głowy i walczymy dalej – powiedział Witalij Nat, trener Chrobrego.

– To było dla nas bardzo ważne zwycięstwo po słabszej serii meczów. Dziś chłopaki dali z siebie przysłowiowego maksa nawet wtedy, gdy nam nie szło i rywal prowadził różnicą trzech bramek. Nie kończymy jeszcze sezonu. W czwartek jedziemy do Kielc, a w ostatnim pojedynku zagramy u siebie z Kwidzynem. Chcemy jeszcze zapunktować – to pomeczowa wypowiedź trenera Piotrkowianina Bartosza Jureckiego.

Piotrkowianin – Chrobry Głogów 31:29 (15:16)

Piotrkowianin: Ligarzewski 1, Chmurski – Wawrzyniak 2, Jędraszczyk 2, Doniecki, Stolarski 5, Matyjasik 2, Babicz 1, Swat 3/2, Surosz 8, Pożarek 1, Mosiołek 3, Pacześny 3.
Rzuty karne: 2/2
Kary: 8 min (Pożarek x3, Babicz)

Chrobry: Dereviankin – Krzywicki, Grabowski 8, Warmijak, Klinger 4, Kosznik 1, Orpik 2, Jamioł 2, Matuszak 4, Styrcz 1, Paterek 7/2, Skiba
Rzuty karne: 2/2
Kary: 6 min (Orpik, Jamioł, Styrcz)
Czerwona kartka: Warmijak

Źródło: Biuro prasowe PGNiG Superliga

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!