KEREM KANTER

Śląsk Wrocław mistrzem Polski koszykarzy. W piątym meczu finałowym pokonuje Legię 90:77. Katem Legii był Kerem Kanter. Straty i zbiórki pomogły wrocławianom. Tym razem osiemnastka dla Śląska nie została odwołana.

 

 

Legia wyszła z czterema graczami obwodowymi w pierwszej piątce. Jedynym wysokim, klasycznym podkoszowym był Adam Kemp. Śląsk z wysokimi Kareem Kanter, Ivan Ramljak i Martins Meiers wyglądał lepiej. Po nie co czterech minutach wrocławianie prowadzili 12:5 po trójce Kodi Justice. Obrona gospodarzy skupiała się na Johnsonie i Cowellsie. Obaj byli mało widoczni w meczu. Śląsk po siedmiu minutach już prowadził 18:8, a to nie był koniec po kolejnej kontrze gospodarze uciekali na dwanaście oczek.   Po czasie trenera Kamińskiego w grze Legii nic się nie zmieniło. Warszawianie przez blisko 4,5 minuty nie zdobyli w ogóle punktów. Śląsk prowadził nawet 24:8 w pewnym momencie, a w całej pierwszej kwarcie mieli skuteczność 11 na 15 z gry przy 3 na 12 Legii i aż ośmiu strat gości. W drugiej kwarcie gdy Justice jako pierwszy zawodnik na boisku miał dwucyfrową zdobycz, a jego zespół prowadził już osiemnastoma oczkami. Gdy swoje skuteczne akcje zaczęli wykorzystywać Koszarek i Abdur-Rahkman (2+1 tego ostatniego) Legia zaczęła gonić. W pięć minut warszawianie zaliczyli serię 18:0 czym doprowadzili na chwilę do remisu. W tym czasie sporo na ławce siedział w warszawskim zespole Robert Johnson. Śląsk utracił swoją skuteczność. Legia jak to miała wcześniej w zwyczaju wracała do meczu, by po dwóch trójkach Grześka Kamińskiego goście objęli prowadzenie 33:37. Obowiązki strzelca wśród legionistów wziął na siebie Abdur-Rahkamn zdobywca piętnastu punktów. Ważną postacią pod koszami był Adam Kemp (6 pkt i 7 zbiórek do przerwy). We wrocławskim zespole cieniem samego siebie był Travis Trice zdobywca dwóch punktów do przerwy (1 na 8 z gry i 4 asysty).

Po zmianie stron Śląsk wrócił do meczu i to on uciekał Legii. Uaktywnili się w Śląsku Kanter i Kolenda. Swoje dorzucał Dziewa. Ich trafienia szybko zniwelowały pięciopunktową stratę, ale i wyprowadzały na prowadzenie wrocławian. Gospodarze złapali mocny wiatr w żagle. Kolejne serie punktowe dawały im prowadzenie 61:50. W Legii brakowało kolejny raz chociaż jednego strzelca. Przed czwartą kwartą trener Urlep zapowiadał, że zbiórakmi i obroną można dowieźć wygraną do końca.Trzecia kwarta bła niemalże kopiuj-wklej w wielu momentach pierwszej odsłony. Tym czasem katem legionistów okazał się Kerem Kanter. Turecki skrzydłowy trafił dwukrotnie za trzy oraz dorzucał ważne punkty spod kosza. Gdy zza łuku dorzucali Justice i D’Mitric Trice gospodarze prowadzili 79:61. Przewaga urosła tak szybko, że trener Legii wziął czas, ale już było za późno. A pozostawało jeszcze sześć minut spotkania. Gdy za pięć fauli spadł Raymond Cowells (tylko 5 pkt i 3 zbiórki w meczu) było widać jak z warszawian uchodzi powietrze, chociaż nadzieję dawały jeszcze trafienia Koszarka i Abdur-Rahkmana oraz wolnych Johnsona po których na nie co ponad dwie minuty do końca spotkania Śląsk prowadził 73:64.

Dla Śląska 26 punktów, 5 zbiórek i 4 asysty zdobył Kerem Kanter. A dla Legii 20 oczek, 4 zbiórki i 3 asysty zanotował Abdur-Rahkamn.

 

WKS ŚLĄSK WROCŁAW – LEGIA WARSZAWA  90:77   (27:11, 6:27, 28:14, 29:25)

Śląsk: Kanter 26, Dziewa 16, Justice 14, T.Trice 11, Meiers 8, Ramljak 7, Kolenda 5, D.Trice 3

Legia: Abdur-Rahkman 20, Koszarek 16, Johnson 13, Kemp 10, Kamiński 9, Cowells 5, Wyka 2, Sadowski 2

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!