W pierwszym sobotnim spotkaniu 4. kolejki PKO Ekstraklasy, Lechia Gdańsk przegrała z Koroną Kielce po samobójczym trafieniu Michała Nalepy. Gospodarze zaprezentowali się bezbarwnie, zupełnie nie stwarzając zagrożenia pod bramką rywali. Taka gra nie przystoi ekipie walczącej w poprzednim sezonie o czołowe miejsce w tabeli. Korona dopięła swego, świetnie taktycznie rozpracowała swoich przeciwników, kompletnie wyłączając z gry ich liderów w postaci Flavio czy Gajosa.

Obie drużyny przystępowały do tego spotkania podbudowane zwycięstwami w minionej kolejce. Lechia po zaciętym pojedynku wyszarpała zwycięstwo z Widzewem, natomiast Korona pewnie wygrała ze Śląskiem Wrocław.

I połowa:

Pierwszy strzał w meczu, aczkolwiek niecelny, był autorstwa Danka z Korony Kielce. Próbował zaskoczyć Buchalika, zastępującego Kuciaka w bramce Lechii, z okolicy linii szesnastego metra. W pierwszych 10 minutach była to najgroźniejsza sytuacja po obu stronach. Pozostałe akcje były niczym wiele młodych talentów w polskiej piłce- bardzo dobrze się zapowiadali ale kariery nie zrobili. Dopiero w 14. minucie z ostrego konta celnie i groźnie uderzał Takac. Bramkarz Lechii skutecznie interweniował, wybijając piłkę na rzut rożny. Drużyny Leszka Ojrzyńskiego zawsze słynęły z dobrych stałych fragmentów gry, tak było i tym razem, niewiele zabrakło aby aktywny w tym meczu Danek, aby strzelić bramkę. W 22. minucie, Korona objęła prowadzenie. Goście wykonywali rzut wolny z dalszej odległości, przy linii bocznej, dośrodkowana piłka, po zamieszaniu, trafiła do Frączczaka, który próbował lobować wychodzącego Buchalika. Bramkarz Lechii zaliczył skuteczną interwencję, lecz piłka pechowo odbiła się od jego kolegi z drużyny, Michała Nalepy i wtoczyła do siatki. W końcówce pierwszej połowy do efektownej przewrotki składał się Śpiączka, jednak nieczysto uderzył piłkę. To był kolejny raz, gdy Lechia po próbie rozegrania od swojej bramki, straciła piłkę na rzecz wysokiego pressingu gości.

Korona w pierwszej połowie sprawiała lepsze wrażenie i zasłużenie prowadziła. Zapędy  Lechii były neutralizowane daleko od bramki rywali, zawodnicy z Kielc częściej zbierali „drugie piłki” i skutecznie podwajali ofensywnych graczy gospodarzy swoją szaloną nieustępliwością na granicy gry faul. Bez diametralnego sposoby gry, Lechia nie mogła myśleć o korzystnym rezultacie w tym meczu.

II połowa:

Trener Kaczmarek widząc, co zaprezentowali jego podopieczni w pierwszych czterdziestu pięciu minutach zdecydował się wymienić aż trzech zawodników. Na boisku pojawili się Terratzino, Kałuziński oraz Sezenienko. Po akcji pierwszego z nich, do strzału doszedł Flavio, lecz nie był to celne uderzenie. Z dużym animuszem rozpoczęli drugą część gry gospodarze. Agresywniej atakowali zawodników Korony, lepiej poruszali się bez piłki. Lecz ich werwy, starczyło tylko na pierwsze 5 minut. Od 50 do 60 minuty tylko jedna akcja składała się z więcej niż 3 podań i miała miejsce w okolicach pola karnego Lechii, gdy próbowali wyjść z pod pressingu… Taki stan rzeczy wiele mówił o poziomie sportowym tego widowiska. W tym chaosie lepiej ze swoją intensywnością odnajdywała się Korona. Optycznie, to ona miała przewagę. Przede wszystkim, bardzo dobrze przeszkadzała w złapaniu rytmu swoim rywalom. Gdańszczanie byli momentami bezradni, gra toczyła się w głównej mierze po ich stronie boiska. w 67. minucie groźnie z rzutu wolnego uderzał wprowadzony na boisko wcześniej legenda Korony, Jacek Kiełb. Strzał skutecznie sparował jednak Buchalik, jedyny zawodnik w ekipie Lechii, do którego nie można było mieć pretensji. Jeden z nielicznych ataków gospodarzy, przeprowadził kolejny z rezerwowych, Diabate. Oszukał jednego z rywali, wpadł w pole karne ale jego strzał został ostatecznie zablokowany. Ten sam zawodnik ponownie dał się we znaki defensywie gości, kiedy w ostatniej chwili piłkę z pod jego nóg wygarnął Forenc a po chwili zdążył jeszcze obronić strzał Sezonienki. To był krótki moment, kiedy zaszwankowała organizacja gry drużyny trenera Ojrzyńskiego.  Michał Nalepa mógł odkupić swoje winy z pierwszej połowy, lecz jego uderzenie głową świetnie obronił bramkarz gości.

Korona ponownie pokazała, że przeciwnicy na myśl o zbliżającej się potyczce raczej będą mieć kwaśne miny. Do bólu (czasem dosłownie!), skuteczna i nieustępliwa gra, pozwoliła na odniesienie drugiego zwycięstwa w tym sezonie. Lechia, oprócz powracających co jakiś czas doniesień o problemach w zarządzaniu klubem, ma duży problem także na boisku. Dziś miała jedynie dobre momenty.

PKO Ekstraklasa – 4. kolejka

Lechia Gdańsk – Korona Kielce 0:1 (0:1)

Bramka: 22. Nalepa (s.)

Lechia Gdańsk:Buchalik- Maloca, Nalepa, Stec (64. Koperski), Pietrzak (46. Terratzion), Tobers (46. Kałuziński), Gajos, Clemens (46. Sezonienko), Conrado, Zwoliński, Flavio (69. Diabate).

Korona Kielce:Forenc- Petrov (46. Sewerzyński), Zebić, Corral (36.Szymusik), Trojak, Łukowski( 58. Kiełb), Szpakowski, Takac (58. Podgórski), Danek, Frączczak (81. Zarandia), Śpiączka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!