foto: plusliga.pl

Niezwykle zacięty wymiar miało wyjazdowe spotkanie Aluronu CMC Warta Zawiercie w Ankarze przeciw Halkbankowi w 5. serii Ligi Mistrzów. Polski zespół dwukrotnie prowadził w tym meczu, jednak ostatnie dwie partie oddał w najniższych rozmiarach i ze stolicy Turcji wraca tylko z jednym punktem.

Spotkanie rozpoczęło się udanie dla naszej drużyny, bo od asa Bartosza Kwolka i bloku na Nimirze Abdel-Azizie. Gospodarze, niesieni niezwykle głośnym dopingiem wypełnionej niemal do ostatniego miejsca hali Başkent Voleybol Salonu, szybko jednak wyrównali. Potrzeba było powrotu naszego mistrza i wicemistrza świata w pole serwisowe (dwa kolejne asy), żebyśmy znowu odskoczyli na dwa punkty. Kolejną serię zanotowaliśmy trzy ustawienia później, gdy za linią 9 metra pojawił się Uroš Kovačević. Po bloku Dawida Konarskiego, który dołączył na trzeciego i zatrzymał Nimira, prowadziliśmy już 16:11, a trener Halkbanku Taner Atik poprosił o już drugi czas. Jurajscy Rycerze nie zwalniali jednak tempa i powiększyli przewagę do stanu 21:14. Wtedy w tureckiej ekipie na zagrywkę wszedł drugi rozgrywający, Aslan Ekşi, a nasz zespół miał problem ze zrobieniem przejścia i przewaga stopniała do trzech punktów. W końcu Turek się pomylił, a pozostały dystans utrzymaliśmy do końca. W ostatniej akcji w siatkę zaserwował Mert Matić.

Drugiego seta lepiej rozpoczął zespół z Ankary, który objął prowadzenie po asie dobrze znanego Micah Ma’a i szybko powiększył je do stanu 8:4, wykorzystując błędy po naszej stronie. Aluron CMC Warta szybko zerwała się jednak do pościgu i po asie Konarskiego zmniejszyliśmy straty do punktu. Wyrównanie dał Kovačević, blokując Abdel-Aziza, a prowadzenie 14:13 Michał Szalacha, robiąc to samo z atakiem Yiğita Gülmezoğlu. Wkrótce gospodarze odwdzięczyli się jednak, zatrzymując Uroša, a gdy Ma’a oszukał Serba, atakując z drugiej piłki, zrobiło się 19:17 dla Halkbanku. Do remisu 21:21 doprowadził Kwolek, na kontrze wybijając piłkę daleko po palcach. Niestety, próbując to powtórzyć dwie akcje później minimalnie przestrzelił i znowu gospodarze byli o dwa oczka z przodu. Po czasie mieli nawet piłkę w górze, która dałaby im trzy setbole, ale Konarski zatrzymał w pojedynkę Yiğita. Niestety, w decydujących akcjach miejscowi nieco szczęśliwie, ale punktowali po własnym przyjęciu – piłkę setową dał im Gülmezoğlu, a partię zakończył Nimir.

Początek trzeciego seta to dwa kapitalne bloki Michała Szalachy oraz as Uroša Kovačevicia, co dało nam prowadzenie 7:5. Mieliśmy okazję, by zdobyć kolejny punkt, ale gospodarze wybronili się mocno przypadkową akcją, a następnie przejęli inicjatywę i wyszli na 9:8. Sytuacja zaczęła zmieniać się jak w kalejdoskopie, a naprawdę nerwowo zrobiło się przy stanie 15:14 dla naszej drużyny. Challenge wykazał, że po ataku Uroša z pajpa, po którym ponawialiśmy akcję, piłka nie dotknęła bloku. Mimo tego sędzia postanowił pokazać, że akcja zostanie powtórzona, co rozwścieczyło graczy z Ankary. W efekcie czerwoną kartkę dostał Nicolas Bruno, trybuny rozgrzały się do czerwoności, a na boisko z trybun poleciała nawet butelka. Przerwa trwała bardzo długo, ale ostatecznie do gry wróciliśmy przy prowadzeniu 16:15. Przewagę powiększyliśmy po kolejnym bloku Szalachy, a po skutecznym kontrataku Kovačevicia zrobiło się 21:18. To właśnie Serb dał nam pierwszego setbola, przy którym na zagrywce pomylił się jednak Konarski. W pole serwisowe poszedł Abdel-Aziz i posłał asa, nie dając szans Santiago Dananiemu. Michał Winiarski poprosił o czas, a po nim Holender na nasze szczęście posłał piłkę w siatkę.

W przerwie atmosfera mocno ostygła i na początku głównie orkiestra dęta podrywała miejscowych kibiców do dopingu. Pierwsze akcje były bardzo wyrównane, ale po raz kolejny dał o sobie znać arbiter, który odgwizdał bardzo wątpliwy błąd podwójnego odbicia Miguelowi Tavaresowi. Wykorzystali to gracze z Turcji, którzy odskoczyli na trzy punkty. Część strat odrobiliśmy, gdy w aut z krótkiej zaatakował Doğukan Ulu, ale gospodarze cały czas utrzymywali się na czele. Na boisku było wiele nerwowości i to po obu stronach, a Jurajscy Rycerze cały czas gonili rywali. Po bloku Miłosza Zniszczoła na Maticiu zbliżyliśmy się na 16:17, ale nadal nie byliśmy w stanie wyrównać. Wydawało się już, że udało się, gdy po wyblokowanym ataku odgwizdano Nicolasowi Bruno przejście linii środkowej. Challenge wykazał jednak, że część jego stopy stykała się z linią, a sędziowie ponownie pogubili się. Znowu mieliśmy bardzo długą przerwę, ale koniec końców wróciliśmy do gry, a Nimir pomylił się w ataku, dając nam upragnione 19:19. Trwała wojna nerwów, a lepiej znieśli ją gracze Halkbanku, bo objęli prowadzenie 23:21, gdy po ataku Kovačevicia z pajpa piłka zahaczyła o taśmę i wyszła w aut. Trybuny wybuchły z radości po autowym ataku Kwolka, ale przedwcześnie, bo wideoweryfikacja wykazała, że piłka otarła się o palec Abdel-Aziza. Trener Atik poprosił więc o przerwę, a po niej zagrywka Konarskiego zatrzymała się na siatce.

Tie-break, którego stawką była pozycja lidera grupy B przed ostatnią kolejką, rozpoczął się od błędu na zagrywce Nimira. Po udanej kontrze Konarskiego odskoczyliśmy na 3:1. Na powiększenie przewagi nie daliśmy sobie jednak szans, psując cztery kolejne serwisy. Po raz kolejny sędziowie wyszli na pierwszy plan, gdy czerwoną kartkę obejrzał Danani i to Halkbank zmieniał strony przy prowadzeniu 8:7. Co więcej, Nimir strzelił potężnie z zagrywki i gospodarze wykorzystali piłkę przechodzącą, powiększając przewagę. To samo zrobił jednak wkrótce Uroš, sam skończył kontrę z pajpa i mieliśmy znów remis 12:12. Tavares podbił atak ze środka Ulu, a Konarski wybił piłkę po bloku, dając nam pierwszego meczbola. Końcówka była prawdziwą wojną nerwów, a Jurajscy Rycerze heroicznie walczyli o to, by zamknąć mecz. Równie wiele dawali jednak z siebie siatkarze gospodarzy, którzy popisywali się niesamowitymi obronami, przez co nie byliśmy w stanie skończyć piłek, które mogły dać nam wygraną. Wynik dobrnął aż do stanu 17:17. Wtedy po raz kolejny reklamowaliśmy decyzję arbitrów, ale bezskutecznie. Akcja trwała dalej, piłka trafiła do Tavaresa, który nietypowo znalazł się w ataku i próbował uderzyć po bloku, ale nie trafił ani w palce, ani w boisko. Tym razem challenge nic nie wykazał, więc po kolejnej dłuższej przerwie wróciliśmy do gry. Ma’a zablokował Kovačevicia i było po meczu. Tym samym przed ostatnią kolejką Halkbank objął pozycję lidera grupy B Ligi Mistrzów, a nasza drużyna spadła na drugie miejsce.

Halkbank Ankara – Aluron CMC Warta Zawiercie 3:2 (21:25, 25:23, 23:25, 25:23, 19:17)

Halkbank Ankara: Eksi, Matić, Dogruluk, Coskun, Koc, Gulmezoglu, Ma’a, Abdel-Aziz, Ulu, Tayaz, Bruno, Aslan, Ivgen, Donu
Aluron CMC Warta Zawiercie: Waliński, Kwolek, Rejno, Zniszczoł, Konarski, Tavares, Kozłowski, Dulski, Rajsner, Szalacha, Kovacević, Łaba, Gruszczyński, Danani

Źródło: aluroncmc.pl

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!