TONY MEIER / King Szczecin fot. plk.pl

Świetny Tony Meier, skuteczni pozostali gracze Kinga. I brak skuteczności wrocławian w decydujących momentach sprawiły, że w pierwszym swoim finałowym występie King Szczecin wygrywa ze Śląskiem w Hali Ludowej.

Spotkanie rozpoczęło się od gry kosz za kosz. Szczecinianie pokazywali swoje mocne strony przy grze piłką pomiędzy wysokimi zawodnikami. W Śląsku swoje starali się grać Justin Bibbs i Jermiah Martin. Na półmetku kwarty wrocławianie próbowali grać kontrami. Po serii 6:0 dla Śląska to właśnie gospodarze wyszli na prowadzenie 14:10. W barwach Kinga ważną postacią był Tony Meier. W końcówce część ciężaru gry chciał na siebie wziąć Łukasz Kolenda. Obie drużyny grały zachowawczo, ale gdy się dało chciały przyśpieszać. Początek drugiej odsłony to dwie trójki Kacpra Borowskiego. Mimo to King prowadził po trzynastu minutach 21:22. King szukał swoich pozycji tyłem do kosza oraz akcjami do skrzydła i na zewnątrz. Wrocławianie w odpowiedzi grali sporo do kosza, szukając wolnych kolegów na lepszych pozycjach. King starał się walczyć na tablicy w ataku i wymuszać faule. Dzięki temu uciekali na 23:27. Śląsk starał się tym samym odpowiadać, ale wrocławianom brakowało skuteczności. Gdy swoje skuteczne akcje trafiali Brown i Meier dla gości to podopieczni trenera Miłoszewskiego uciekali do stanu 25:33. Obręcze w Hali Ludowej jakby były zablokowane dla gospodarzy. Po czasie dla trenera Erdogana przyjezdni potrafili odskoczyć nawet na dwanaście oczek. Kingowi pomagał fakt, że Śląsk już miał pięć fauli zespołowych, więc każdy faul w obronie kończył się wolnymi dla gości. Wrocławianie mieli nawet problemy w konstruowaniu akcji. Po kolejnych kontrach ekipy z zachodniopomorskiego King odskakiwał na stan 43:28.

Po zmianie stron King uciekał na początku trzeciej kwarty na czternaście punktów, jednak dzięki aktywnym i skutecznym Dziewy i Mitchella wrocławianie zmniejszali część strat. Kibice w Hali Ludowej mieli nadzieję, że Śląsk będzie dalej walczył o lepszy wynik. Po wolnych Bibbsa było 52:46. Mecz zaczął być ofensywny. Jednak skuteczne zagrania Meiera, Hamlitona i Borowskiego sprawiały, że King uciekał ponownie Śląskowi. Gdy wspominany Kacper Borowski trafił zza łuku było nawet 68:53. W barwach wrocławskiego zespołu aktywni byli Kuba Nizioł i Michał Kolenda. Właśnie dzięki nim jeszcze przed zakończeniem przerwą wrocławianie tracili przez chwilę osiem oczek. Na koniec kwarty jeszcze uspokaja swój zespół Tony Meier (21 punktów w trzy kwarty) celną trójką. Czwartą kwartę świetnie i skutecznie rozpoczął George Hamilton. Sam na otwarcie dla Kinga zdobył siedem oczek. Jedynym który próbował odpowiadać był Jeremiah Martin. Dzięki problemom z skutecznością wrocławian King odskakiwał nawet do stanu 84:68 i przejmował kontrolę nad spotkaniem. Śląsk próbował trafień zza łuku, ale jak na razie było ta broń kompletnie nie skuteczna. Jednak właśnie gdy zmienili rzuty trzypunktowe na wejścia pod kosz zniwelowani część strat. Gdy przewaga Kinga zmalała do dziewięciu oczek Śląsk wracał do prób trzypunktowych, ale robili to nie skutecznie. Właśnie dwa poważne błędy Martina w końcówce odbiły się na wyniku. Podopieczni trenera Arkadiusza Miłoszewskiego dowieźli bez żadnych problemów wygraną do końca.

WKS ŚLĄSK WROCŁAW – KING SZCZECIN 78:89  (19:16, 15:29, 28:28, 16:16)

WKS Śląsk Wrocław – King Szczecin 78:89 (19:16, 15:29, 28:28, 15:13)
Śląsk: Bibbs 19, Martin 16, Kolenda 12, Nizioł 9, Parachouski 6, Ramljak 6, Dziewa 5, Mitchell 3, Gołębiowski 2 Pušica 0.
King: Meier 24, Hamilton 16, Brown 13, Borowski 10, Mazurczak 9, Cuthbertson 9, Fayne 6, Kostrzewski 2, Matczak 0, Żmudzki 0.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!