Piotr Tarkowski
Foto: Piotr Tarkowski

[WYWIAD]: ”Teraz, po trzech latach od kontuzji w końcu mogę cieszyć się skakaniem w dal, tak jak kiedyś” – Piotr Tarkowski

Wraca po trzech latach od kontuzji i robi to od razu z dużym przytupem, skacząc w dal ponad osiem metrów. Mowa o Piotrze Tarkowskim, z którym mieliśmy okazję porozmawiać po Drużynowych Mistrzostwach Europy. Co nam zdradził, o czym opowiedział? Przeczytajcie sami. Zapraszamy do bliższego zapoznania się z naszym skoczkiem w dal!

Reklama

Ewa Betlej (redaktorka polski-sport.com): Jesteśmy po jednej z docelowych imprez tego sezonu – Drużynowych Mistrzostwach Europy w Madrycie. W skoku w dal zdobyłeś dużo punktów dla Polski, skacząc ponad osiem metrów. Dla wielu pewnie nie było to takie oczywiste i zadawali sobie pytanie, czy będziesz w stanie powtórzyć swoje dobre skoki z mityngów na imprezie. Czy upał w Madrycie Ci nie przeszkadzał? Jak sobie z nim radziłeś? W porównaniu do biegów, które trwają góra kilka minut, konkurencje techniczne nie należą do tych, które szybko się kończą.

Piotr Tarkowski (wielokrotny medalista Polski w skoku w dal, halowy rekordzista Polski): Myślę, że wiele osób tak uważało, bo jednak leciałem do Madrytu z ósmym bądź dziewiątym wynikiem w sezonie wśród wszystkich zgłoszonych zawodników. Ja jestem człowiekiem, który bardzo lubi rywalizację. Jeśli ta rywalizacja jest na wysokim poziomie, to znaczy że też trzeba wchodzić na naprawdę wysoki poziom, i to mnie napędza, daje mi dodatkowe siły. Co do temperatury w Madrycie, to było naprawdę gorąco. Byłem przygotowany na upał, miałem ze sobą zmrożoną wodę, elektrolity, ręczniki, żeby polać je zimną wodą i położyć na siebie. Co prawda trzeba było je moczyć bardzo często w zimnej wodze, bo wysychały i robiły się błyskawicznie ciepłe. Byliśmy na skoczni od 17:20 do prawie 20. W takich warunkach pogodowych to ogromny wysiłek i doprawdy wyssało to ze mnie wszystkie siły.

E. Betlej: Zostańmy na chwilę jeszcze przy DME. Na mediach społecznościowych mogliśmy zobaczyć, jak prowadziłeś doping podczas ostatniej konkurencji sztafet mix 4×400 m. Można nazwać Cię jednym z odpowiedzialnych za dobrą atmosferę i wodzirejem w dopingu? Kogo jeszcze mógłbyś wyróżnić jako taką najbardziej pozytywną osobę w polskiej ekipie?

P. Tarkowski: (Śmiech). No tak, to prawda, straciłem tam cały swój głos. Zresztą chyba było to słychać na tym nagraniu. Cała polska reprezentacja to zbiór mega pozytywnych osób. To, jak wszyscy razem przebywaliśmy ze sobą i trzymaliśmy się jak prawdziwy team, to było wspaniałe. A co do wodzireja na trybunach, myślę, że Wiktoria Gajosz też całkiem by się nadawała. Siedzieliśmy większą ekipą, ale to ona razem ze mną zdzierała gardło najbardziej. 

E. Betlej: Jak jesteśmy już przy Madrycie to mógłbyś zdradzić jakieś „smaczki” związane z Drużynowymi Mistrzostwami Europy, które mogłyby zainteresować kibiców? Np z kim mieszkałeś w pokoju albo czy jedzenie, zakwaterowanie było w porządku? Inwencję twórczą pozostawiam Tobie (śmiech).

P. Tarkowski: Hmmm smaczki? Może ten się nada. Mieszkaliśmy w wielkim hotelu w Marriocie razem ze wszystkimi reprezentacjami. Warunki w samym hotelu naprawdę super, natomiast organizatorzy DME nie popisali się. Był taki upał, a nie zapewnili nam jako zawodnikom nawet wody! Na zebraniu reprezentacji padły o to pytania i rzeczywiście nie było dostępnej wody. Wtedy prezes PZLA Sebastian Chmara błyskawicznie wyszedł z inicjatywą, żeby zamówić jakimś busem sześćdziesiąt zgrzewek wody i tak zrobiliśmy. Przyjechał cały bus ze zgrzewkami wody, która przysługiwała tylko nam.

E. Betlej: Wspominałeś na chwilę po DME, że Twój ostatni skok w Madrycie był przełomowy. Czy będziesz celował, aby Twoje skoki były podobne właśnie do niego tylko nie spalone?

P. Tarkowski: Tak, tamten skok rzeczywiście był już o wiele lepszy technicznie. Zdecydowanie lepiej biegłem końcówkę rozbiegu i lepiej wstawiłem stopę na odbicie. To dało skok w okolicach 8.20 m. z miejsca odbicia. To jest to czego szukamy i nad czym pracujemy. Jeśli uda mi się to utrwalić będzie naprawdę dobrze.

E. Betlej: Czy możemy mówić powoli o odrodzeniu polskiego skoku w dal, czy to jeszcze trochę za wcześnie? Początek Twojego sezonu może nie wyglądał najlepiej, ale teraz, gdy osiągasz ponad ośmiometrowe wyniki, chyba można zaryzykować stwierdzenie, że wszystko zaczyna iść w dobrą stronę? Czujesz na plecach oddech młodszych zawodników od siebie? Oni też potrafią już skakać powyżej 7,5 m.

P. Tarkowski: Nie mi to oceniać, ale staram się robić wszystko, żeby skakać jak najlepiej i jak najdalej. Początek sezonu może nie był aż tak obiecujący, ale kurczę, start na Akademickich Mistrzostwach Polski był moim pierwszym startem w sezonie i w sumie było to chyba moje dotychczas drugie najlepsze otwarcie sezonu. Ok, chciałoby się od razu zaczynać sezon od ośmiu metrów, ale sezon halowy kończył się dopiero w połowie marca. Na początku sezonu na stadionie byłem jeszcze w ciężkich przygotowaniach do długiego sezonu letniego. Co do młodych zawodników, to nie myślę o tym w ten sposób, że rośnie mi konkurencja. Bardziej staram się ich wspierać, żeby zabrać ich ze sobą na wysoki poziom sportowy.

E. Betlej: Wracasz po długiej kontuzji, która pewnie wiele Cię kosztowała pod każdym względem. Czy podczas żmudnej rehabilitacji i oczekiwania na powrót do skakania w dal miałeś chwilę zwątpienia?

P. Tarkowski: Temat tej kontuzji to temat rzeka. W 2022 roku byłem też w życiowej formie i przytrafił się ten poważny uraz. Cały ten okres, gdy nie mogłem skakać w dal, to było pytanie, czy będę w stanie jeszcze skakać tak daleko jak w 2022 roku. Po kilku miesiącach rehabilitacji zaczynałem od tego, żeby móc znów normalnie chodzić. Wtedy nie było jeszcze mowy o skakaniu. Po prawie roku rehabilitacji skoczyłem 6.86 m, a później 7.20 m. Były to wyniki dla mnie druzgocące, bo czułem się jak na początku swojej przygody ze skakaniem. Przegrywałem rywalizację nawet z juniorami. Te lata były naprawdę dla mnie męczące. Chwilę zwątpienia towarzyszyły mi, myślę, średnio pięć razy w tygodniu, ale pomimo tego wszystkiego ryzykowałem i chciałem spróbować wejść z powrotem na wyżyny. Teraz, po trzech latach, w końcu mogę cieszyć się tym, tak jak kiedyś.

E. Betlej: Jak zaczęła się Twoja przygoda ze skakaniem w dal? Kto pierwszy zobaczył, że masz do tego dryg? Nie mamy wielu sportowców, którzy podejmują się uprawiania tej konkurencji. Co powiedziałbyś im, żeby zachęcić ich do podjęcia tego wyzwania?

P. Tarkowski: Na początku byłem piłkarzem, grałem ponad osiem lat w piłkę nożną. Później nasza grupa zaczęła się rozpadać. Z racji tego coraz mniej osób pojawiało się na treningach, aż w końcu i ja przestałem na nie chodzić. Wtedy moja mama powiedziała, żebym może poszedł na treningi z lekkiej atletyki. Już wtedy wygrywałem różne zawody szkolne w skoku w dal i rzeczywiście przez wakacje chodziłem na treningi. Było to kompletnie inne, niż to, co znałem do tej pory z piłki, dlatego już na początku mi się spodobało. Później zacząłem widzieć, że w niektórych aspektach na treningach się poprawiam, że to daje satysfakcję i tak zostałem z chęcią sprawdzenia, co będzie dalej. Potem sprawiało mi to naprawdę frajdę. Zauważyłem, że to, co robię daje mi naprawdę superuczucie. No tak mamy niewiele osób uprawiających skok w dal, bo nie jest to tak popularne w wielu miejscach. Po prostu nie ma takich treningów i możliwości. Moja rada jest taka, że nawet jak na zawodach szkolnych coś sprawia Wam przyjemność to spróbujcie doświadczyć tego więcej i może to będzie Wasz sposób na życie.

E. Betlej: Jak zapatrujesz się na uzyskanie kwalifikacji na Mistrzostwa Świata do Tokio? Czy widzisz szansę na zrobienie minimum, czy raczej będziesz celował w dostanie się tam z rankingu?

P. Tarkowski: Wiadomo chciałbym uzyskać kwalifikację bezpośrednią, ale na razie liczę na ranking. To jest przełomowy sezon, bo stabilnie skacze w okolicach ośmiu metrów i uważam, że ze stabilnego skakania można nagle odpalić i dorzucić dwadzieścia centymetrów ekstra. Teraz weszliśmy w mocniejszy trening, żeby podbić się i przygotować do mistrzostw Polski i miejmy nadzieję, mistrzostw świata. Sezon startowy już mam długi i trzeba jednak teraz trochę zmienić specyfikę, żeby nie było formy spadkowej. Liczę, że podbicie treningiem da dobre rezultaty na koniec sierpnia i na wrzesień. 

E. Betlej: Załóżmy scenariusz, że pojedziesz do Japonii (czego serdecznie Ci życzymy). Z jakimi celami i nadziejami zamierzasz tam startować? Co będzie dla Ciebie satysfakcjonujące?

P. Tarkowski: Dziękuję bardzo. Liczę na to, żeby pokazać się tam z jak najlepszej strony. Myślę, że jestem w stanie uzyskać kwalifikację do wąskiego finału, i to będzie mój cel. Dostanie się do finału mistrzostw świata, a jeśli już w nim tam będę, to wtedy jest zupełnie nowe rozdanie i walka o każde miejsce.

E. Betlej: Jako sportowca uprawiającego skok w dal nie mogę nie zapytać Cię o Ewę Swobodę i jej deklaracje dotyczące chęci spróbowania swoich sił w skoku w dal. Jakie dałbyś jej rady, gdyby się na to zdecydowała? A może już o coś Cię podpytywała? Czy według Ciebie jest możliwe, aby sprinterka stała się skoczkinią w dal?

P. Tarkowski: No tak, już o tym rozmawialiśmy z Ewą i śmialiśmy się, że moja rada jest taka, żeby sobie tego nie robiła (śmiech). Zdecydowanie fajniej się biega na 100 metrów niż biega na pełnej prędkości po tartanie, odbija, próbuje zrobić coś ekstra w powietrzu i do tego jeszcze myśli, żeby dobrze wylądować. No, ale za to ma się bonifikatę – więcej prób niż jedną. Jeszcze nie widziałem, jak Ewa skacze, ale z chęcią zobaczę i wtedy dam jej wskazówki. 

E. Betlej: Lekkoatletyka jest sportem głównie indywidualnym, ale czasami zamienia się też w grę zespołową. Tak było w Madrycie, gdzie cała polska ekipa zakończyła imprezę w dobrych nastrojach, ze srebrnymi medalami na szyi. Małe zadanie przed Tobą, ale jestem pewna, że jako jeden z najgłośniejszych, dopingujących, naszych poradzisz sobie wyśmienicie. Gdybyś miał wybrać jedną piosenkę, która świetnie opisuje całą naszą reprezentację, która brała udział na DME, to jaka byłaby to piosenka i dlaczego właśnie ona?

P. Tarkowski: (Śmiech). Jedyna piosenka, która przywodzi mi do głowy to ”Mi amore” z Eurowizji, ale to z innego powodu. Za to piosenka opisująca całą reprezentację Polski na DME w Madrycie to hmm – ”Ritz carlton – Pro8l3m” i tekst, który mówi o wielkich ambicjach i walce. Myślę, że to idealnie pasuje do tego, jak podczas prognoz byliśmy stawiani na miejscu szóstym jako reprezentacja, a ostatecznie skończyliśmy jako wicemistrzowie Europy. 

Reklama
Opublikowano: 29.07.25

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polecane