foto: PGNiG Superliga

W sobotnich i niedzielnych spotkaniach 2. serii PGNiG Superligi tylko płocka Wisła pewnie ograła w Gdańsku Wybrzeże. W Kwidzynie i Tarnowie (zwycięstwa gospodarzy) oraz Puławach (wygrana gości) walka toczyła się do ostatnich chwil. Tak było również w Głogowie, gdzie zabrski Górnik przechylił szalę triumfu dopiero po rzutach karnych.

W Kwidzynie spotkali się szczypiorniści MMTS oraz Sandry Pogoń Szczecin. Kwidzynianie rozpoczęli grę maksymalnie skoncentrowani, w efekcie po dobrej grze w defensywie i bramkach Michała Pereta i Jakuba Szyszki rozpoczęli walkę od prowadzenia 3:0. Pogoń po raz pierwszy znalazła drogę do bramki w 7 minucie, kiedy to bramkarza gospodarzy pokonał Piotr Rybski. Na pierwszą bramkę z gry szczecinianie musieli natomiast poczekać do 11 minuty, a skutecznym strzałem popisał się wówczas Paweł Krupa. MMTS przeważał jednak na boisku, a dobra postawa Krzysztofa Szczeciny w kwidzyńskiej bramce, napędzała kolejne ataki czerwono-czarnych. W efekcie po 15 minutach gry gospodarze odskoczyli rywalom na 5 bramek – 9:4. Chwilę później w grze kwidzynian pojawiło się jednak trochę niedokładności, co skwapliwie wykorzystali doświadczeni Portowcy. Cztery trafienia z rzędu pozwoliły Pogoni na zniwelowanie strat do 1 bramki – 9:8. Kryzys kwidzynian przerwał dopiero skuteczny rzut Jędrzeja Zieniewicza. Gospodarze poszli za ciosem i w 23 minucie gry efektowny gol Nikodema Kutyły da kwidzynianom prowadzenie 12:9. I gdy wydawało się, że MMTS zakończy pierwszą połowę z wyraźną przewagą grę zdominowali goście. Podopieczni trenera Rafała Białęgo zdobyli trzy bramki z rzędu doprowadzając do wyrównania – 12:12. Chwilę później gole zdobyli także Patryk Grzenkowicz oraz Łukasz Gierak i remis utrzymał się do końca pierwszej połowy.

Po przerwie szczecinianie kontynuowali swoją dobrą passę, a bramki Mateusza Zaremby, Matiji Starcevicia i Łukasza Gieraka wyprowadziły gości na prowadzenie 13:16. Kwidzynianie po raz pierwszy znaleźli drogę do bramki dopiero w 36 minucie po trafieniu Huberta Korneckiego. Chwilę później trafił także Michał Peret, a straty do gości zmniejszyły się do zaledwie jednej bramki – 15:16.

Jednobramkowa przewaga gości utrzymała się do 41 minuty i stanu 17:18. Następnie sprawy w swoje ręce wziął Jędrzej Zieniewicz, którego dwa trafienia wyprowadziły kwidzynian na skromne prowadzenie. W 54 minucie, gol Patryka Grzenkowicza dał natomiast gospodarzom trzybramkowe przewagę – 21:19. Dobrze ponownie bronił Krzysztof Szczecina, który stał się ostoją w kwidzyńskiej bramce. Portowcy próbowali walczyć, a trafienia Arkadiusza Bosego pozwoliły gościom na zniwelowanie strat do zaledwie jednej bramki. Chwilę później Paweł Krupa zobaczył jednak czerwoną kartkę za faul na Alanie Guziewiczu i gospodarze stanęli przed szansą na powiększenie istniejącej przewagi. Gol Bartosza Nastaja wzbudził euforię kwidzyńskiej publiczności, a kolejne trafienie Jędrzeja Zieniewicza dały MMTS niemal pewne zwycięstwo w tym spotkaniu. Wynik końcowy ustalił gol Matiji Starcevicia, jednak komplet punktów został w Kwidzynie.

 

MMTS Kwidzyn – Sandra SPA Pogoń Szczecin 24:22 (13:13)

MMTS: Szczecina, Matlęga – Kornecki 1, Grzenkowicz 5, Orzechowski, Krieger, Peret 5, Zieniewicz 5, Kutyła 1, Guziewicz 1, Ossowski 2, Nastaj 2, Szyszko 2, Landzwojczak, Jankowski.

Sandra SPA Pogoń: Wiśniewski 1 – Krok, Wąsowski 1, Gierak 6, Krupa 1, Bosy 2, Starcević 3, Jedziniak, Krysiak 4, Rybski 1, Zaremba 3, Polok.

 

Po niekorzystnym wyniku w Piotrkowie Trybunalskim piłkarze ręczni Torus Wybrzeża zostali rzuceni w drugiej kolejce przeciwko wicemistrzowskiej ekipie z Płocka – Orlen Wiśle. W składzie gości zabrakło na to spotkanie m.in. Michała Daszka oraz Przemysława Krajewskiego, za to w protokole znalazło się miejsce dla wywodzącego się z Wybrzeża skrzydłowego Krzysztofa Komarzewskiego. Faworytem nawet bez swoich armat byli dalej „Nafciarze”. Torus Wybrzeże miało natomiast atut własnej hali oraz nieco mniejszą presję, za to kilka ważnych absencji, przede wszystkim Dmytro Doroshchuka, Damiana Woźniaka czy Jeremiego Stojka.

Chociaż to Wisła rozpoczęła połowę, pierwsze trafienie zanotowało Wybrzeże, a konkretnie Kelian Janikowski. Druga akcja „Nafciarzy” była już lepiej przemyślana i dzięki temu Sergei Kosorotov znalazł drogę do siatki Miłosza Wałacha (1:1, 2’). Tempo od początku było szybkie i obie ekipy regularnie punktowały. Czerwono-biało-niebiescy – zwłaszcza ich południowoamerykańska kolonia – miała patent na Adama Morawskiego (5:4 w 5’), dzięki czemu otwarcie należało do gospodarzy. W 7 minucie zrobiło się 7 do 4 dla Torus Wybrzeża, jednak karę otrzymał Mateusz Kosmala i to pomogło przyjezdnym zmniejszyć dystans do dwóch trafień. W przewadze Orlen Wisła złapała kontakt, a siódmego gola zdobył Krzysztof Komarzewski (8:7, 10’). Prawoskrzydłowy rodem z Gdańska dał swojej drużynie remis kilkadziesiąt sekund później po szybkim kontrataku (10:10). Po kwadransie czerwoną kartkę za niesportowy faul obejrzał Kelian Janikowski, który był jedynym nominalnym obrotowym dostępnym na ten mecz dla trenera Jurkiewicza. Wisła szybko wykorzystała jego nieobecność na parkiecie i za sprawą skutecznego Komarzewskiego wyszła na bezpieczne prowadzenie (11:13). W 23 minucie płocczanie dwukrotnie dopuścili się kwalifikowanego karą wykroczenia i to pozwoliło wrócić gdańszczanom do rywalizacji. Dwie bramki z rzędu po rzutach Daniela Leśniaka i debiutującego w Superlidze Wiktora Tomczaka wlały wiarę w kibiców gospodarzy (15:17 w 28’). Ostatnie słowo pierwszych 30 minut należało jednak do gości, którzy zeszli do szatni przy stanie 19:15.

Po zmianie stron boiska oba zespoły nie zamierzały spowalniać. Po 6 minutach licznik bramek wzrósł z 34 do 41, a świetnie prezentował się Wiktor Tomczak oraz po przeciwnej stronie David Fernandez (3 z 4 goli po przerwie dla Wisły). Na dwadzieścia minut przed końcem rezultat kontrolowali wicemistrzowie Polski, jednak nadzieja nadal tliła się w zawodnikach Mariusza Jurkiewicza, którzy dotrzymywali kroku utytułowanym rywalom (20:24, 43’). Po czasie dla Torus Wybrzeża i karze dla Zoltana Szity to jednak przyjezdni zwiększali przewagę za sprawą swoich hiszpańskich goleadorów: Fernandeza i Abela Serdio (20:26, 48’). Niestety trwała niemoc rzutowa gospodarzy, którzy czekali na swoje 21 trafienie aż 8 minut. Ich oczekiwanie skrócił Krzysztof Gądek, przytomnie zbierający piłkę po akcji Leonardo Comerlatto. To jednak nie wystarczyło na doświadczoną ekipę trenera Sabate, która miała praktycznie w garści komplet punktów (23:32, 54’). W ostatecznym rozrachunku konto płockiej drużyny wzbogaciło się o trzy „oczka”, a wynik końcowy przypieczętował Tin Lucin. Wisła Płock pokonała Torus Wybrzeże 37 do 25. Zawodnikiem spotkania został wybrany Krzysztof Komarzewski.

Torus Wybrzeże Gdańsk vs Orlen Wisła Płock 25:37 (15:19)

TWG: Wałach, Chmieliński – Mosquera 6, Pieczonka 1, Gądek 2, Leśniak 1, Jachlewski 2, Sulej, Kosmala 2, Papaj, Comerlatto 5, Wróbel, Tomczak 4, Janikowski 2.

Trener: Mariusz Jurkiewicz.

OWP: Morawski, Ahmetasević – Daćko, Lucin3, Jurecić, Fernandez 7, Serdio 4, Susnja, Szita 4, Mierzwicki, Komarzewski 7, Terzić, Mihić 5, Czapliński 2, Mindegia 1, Kosorotov 4.

Trener: Xavier Sabate.

 

Po ciężkim i emocjonującym meczu, w którym Energa MKS Kalisz od początku goniła wynik, Azoty-Puławy przegrały przed własną publicznością 27:29. MVP spotkania został Łukasz Zakreta.

Początek spotkania to niekwestionowana przewaga puławskiej drużyny, która od pierwszego gwizdka przyparła MKS do muru doprowadzając do przewagi 8:1. Jednak spokój i opanowanie Kaliszan pozwolił im sukcesywnie odrabiać straty, co poskutkowało zniwelowaniem wypracowanej przewagi i zejściem Energii MKS Kalisz do szatni na przerwę ze stratą 3 bramek. Druga połowa to regularna wymiana ciosów między zespołami i dalsze odrabianie strat. Azoty-Puławy szukały pomysłu na ponowne zaskoczenie drużyny gości jednak tym razem się to nie udało, co doprowadziło do remisu w 36 minucie spotkania. Przez cały mecz spotkanie zgromadzeni w puławskiej hali byli świadkami popisu umiejętności bramkarzy obu zespołów, którzy to w sposób spektakularny bronili rzuty rywali. Puławianie odpierali ataki Kaliszan odskakując im na dwa trafienia, jednak za chwilę MKS doprowadzał ponownie do remisu. W 58 minucie Energa MKS Kalisz wysunęła się po raz pierwszy w meczu na prowadzenie 26:27 i już tego nie oddała, wygrywając z brązowym medalistą zeszłorocznych rozgrywek.

Azoty-Puławy – Energa MKS Kalisz 27:29 (17:14)

Azoty-Puławy: Bogdanow, Zembrzycki, Borucki-Dawydzik 7, Akimenko 4, Rogulski 3, Kowalczyk 3, Bachko 2, Przybylski 2, Jurecki 2, Jarosiewicz 2, Zivkovic 1, Podsiadło, Fedeńczak.

Energa MKS Kalisz: Krekora, Zakreta – Adamski 6, Pilitkowski M. 6, Pilitkowski K. 4, Krępa 3, Tomczak 3, Szpera 3, Drej 2, Góralski 2, Kus, Pedryc, Wróbel, Makowiejew

W Tarnowie Grupa Azoty szukała pierwszych ligowych punktów w starciu z Zagłębiem Lubin.

Choć spotkanie rozpoczęło się od trafienia Kiryla Kniazeua to pierwsze minuty należały do Zagłębia. Po dobrych akcjach w obronie i bramkach Romana Chychykaly i Marka Marciniaka Lubinianie objęli w 5 minucie spotkania prowadzenie 4-2. Po kolejnej bramce ukraińskiego rozgrywającego różnica na korzyść gości wynosiła 3 bramki (5-8 w 12 minucie meczu). Tarnowianie próbowali uspokoić nerwową grę w ataku, co ostatecznie udało im się po kwadransie gry. Wtedy to po serii 4-0 objęli po raz pierwszy prowadzenie. Zagłębie próbowało się odgryzać ale to Uniści po kolejnej serii powiększyli swoją przewagę do 2 bramek (na 14 -12 trafił w 27 minucie Wojciech Dadej).  W końcówce 1 części gry oba zespoły zanotowały jeszcze po 2 trafienia, a wynik do przerwy na 16 do 14 ustalił Rennosuke Tokuda.

Po przerwie w grze oba zespoły wróciły na parkiet mocno zdeterminowane, co zwiastowało duże emocje do końca spotkania. Tak też było. Trwała zażarta walka, podczas której żadnej z drużyn nie udało się zdobyć kontroli nad zawodami. Lubinianie próbowali niwelować straty. M.in. po dwóch trafieniach z rzędu skutecznego Michała Stankiewicza doprowadzili w 43 minucie spotkania do remisu po 21. Zawodnicy Unii Tarnów nie zamierzali oddać pola gościom i po kolejnej serii, tym razem 4-1 (po trafieniach Kaźmierczaka, Minotskyi’ego i dwóch bramkach Tokudy, przerwanych kolejnym trafieniem Stankiewicza) objęli na 8 minut przed zakończeniem meczu trzybramkowe prowadzenie. Wydawało się, że gospodarzom uda się kontrolować wynik do końca zawodów. Na to jednak nie chcieli się godzić zawodnicy Zagłębia i trafieniami Jakuba Bogacza i po raz kolejny Romana Chychykaly zniwelowali w 57 minucie stratę do jednej bramki. Ostatnie fragmenty były prawdziwym thrillerem. Na obronę Caspra Liljestranda podobnie odpowiadał Marek Bartosik, na gola Mateusza Wojdana trafienie oddał Marcel Sroczyk. W 59 minucie po bramce Shuichiego Yoshidy 28 – 26 wygrywały Jaskółki i wydawało się, że jednak końcówkę meczu będą mieć pod kontrolą. Szybko po raz kolejny odpowiedział jeszcze Wojciech Hajnos i nikt w hali nie mógł być pewien końcowego rezultatu. W ostatniej minucie swoją akcję rozgrywali tarnowianie, jednak rzut Kiryla Kniazeua nie trafił do bramki, a przy próbie dobitki przekroczył on linię pola bramkowego. Szansę na rzuty karne zwietrzyło Zagłębie i po szybkim rozegraniu piłki udało się wypracować pozycję rzutową dla Jakuba Bogacza. Jego rzut minął jednak bramkę, dzięki czemu to Tarnowianie mogli po zawodach wykonać taniec radości.

Na wyróżnienie swoją postawą w bramce zapracował dzisiaj Casper Liljestrand. Młody Szwed w kilku sytuacjach doskonałymi paradami pomagał kolegom z zespołu, za co zasłużenie zostały wybrany MVP meczu.

 

GRUPA AZOTY Unia Tarnów:

Małecki, Liljestrand – Tokuda 6, Kużdeba 4, Wojdan 3, Kniazeu 3, Yoshida 2, Bushkou 2, Dadej 2, Minotskyi 2, Mrozowicz 2, Matsuura 1, Kaźmierczak 1, Sikora.

MKS Zagłębie Lubin:

Schodowski, Bartosik: Chychykalo 7, Bogacz 5, Stankiewicz 4, Sroczyk 3, Marciniak 3, Gębala 2, Moryń 1, Pietruszko 1, Hajnos 1, Drozdalski, Beki

Jako ostatni 2. kolejce wyszli parkiet w Głogowie gracze Chrobrego i Górnika Zabrze.

Od pierwszych minut to Górnik dominował na parkiecie i kontrolował mecz. Obrona Chrobrego była mało skuteczna, przez co gościom udało się trochę odskoczyć i w 16. minucie prowadzili już 4. bramkami. Gospodarze starali się odrabiać straty, ale zabrzanie grając lepiej w obronie utrzymali trzybramkową przewagę do końca tej części spotkania. Na przerwę drużyny schodziły do szatni z wynikiem 17:20. MVP meczu został Lubomir Ivanytsia.

Początek drugiej połowy nie wychodził gospodarzom najlepiej. Brakowało skuteczności w ataku. Goście akcja po akcji powiększali swoją przewagę i w 36. minucie prowadzili już sześcioma bramkami (18:24). Chrobry jednak nie zamierzał odpuścić. Głogowianie poprawili grę w obronie i zaczęli odrabiać straty. Na wyróżnienie zasługuje Anton Dereviankin, który zaliczył kilka świetnych interwencji w bramce Chrobrego i pięknie obronił wykonywanego przez Gogolę karnego, co jeszcze bardziej zmotywowało zespół z Głogowa do walki. Końcówka drugiej połowy należała gospodarzy, którzy wykorzystując błędy przeciwnika, doprowadzili ostatecznie do remisu. Mecz zakończył się wynikiem 35:35, więc o jego rozstrzygnięciu zdecydował konkurs rzutów karnych. Tutaj lepsi okazali się goście i to oni mogli się cieszyć z dwóch punktów. Chrobry musiał zadowolić się jednym.

MVP meczu został Lubomir Ivanytsia / Górnik Zabrze. Partnerem nagrody jest marka NamedSport – Oficjalny Partner tytułu MVP meczu.

Chrobry Głogów – Górnik Zabrze 35:35 (17:20), karne 4:5
Chrobry:
 Stachera, Dereviankin – Grabowski 2, Warmijak 1, Przysiek 6, Kosznik 4, Orpik 6, Jamioł 6, Matusza 1, Styrcz 3, Włoskiewicz 1, Paterek 8, Skiba 1
Górnik: Galia, Skrzyniarz- Molski 3, Bondzior 1, Bis 3, Łyżwa 5, Krawczyk 2, Gogola 5, Iwanytsia 9, Dudkowski 2, Skrzyniarz, Kaczor, Adamuszek 1, Rutkowski 5, Przytuła 4

Źródło: PGNiG Superliga

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!