źródło: Walter Popławski

Wiosna 2016 roku. W mediach, ale także w codziennych rozmowach zwykłych szarych  ludzi coraz mocniej łokciami rozpycha się temat piłkarskich mistrzostw Europy, na których to biało czerwoni mają zagrać po raz pierwszy w historii. W końcu mamy lato. Na biało i czerwono maluje się wszystko, co tylko możliwe- począwszy od mieszkań i domów, na samochodach i centrach handlowych kończąc. Mistrzostwami interesują się wszyscy od sprzątaczki po prezydenta.  Wielki sukces naszej kadry wytworzył zupełnie niespodziewany klimat, swoisty fenomen socjologiczny, na bazie którego nastąpił rozkwit zainteresowania piłką w naszym kraju, jakiego nie widzieliśmy chyba od EURO 2012. Nie chodzi tylko o piłkę nożną jako zawód, profesję, o którego wykonywaniu marzyło coraz więcej dzieci, ale także futbol amatorski, który jest przecież kolebką tego pierwszego. Jak grzyby po deszczu powstawały kolejne szkółki piłkarskie, w gminach i miastach budowano nowe bądź rewitalizowano stare obiekty, trenerzy w lokalnych amatorskich klubach cierpieli na kłopot bogactwa i głowili się kogo pominąć w kompletowaniu kadry na mecz. Minęło już blisko 7 lat. Nietrudno zauważyć, że z napompowanego w 2016 roku balonika zdążyło ulecieć sporo powietrza. Zapał do pracy, który przekładał się na widoczne efekty, przeistoczył się w ten słomiany, którego owoce są już coraz mniej okazałe. Na przestrzeni tak długiego czasu zaszło sporo zmian, a i również nie ustrzeżono się błędów. Błędów, które to powodują, że amatorska piłka ulega degrengoladzie w coraz szybszym tempie.

Statut PZPN mówi jasno- rozgrywki III ligi i niższe są prowadzone przez twory zwane Okręgowymi Związkami Piłki Nożnej. To w ich gestii leży koordynacja każdego szczebla rozgrywek. Jak większość organizacji tego typu, OZPNy za realizacje swoich celów pobiera stosowne opłaty jak m.in. należność za rejestrację zawodnika, opłaty ryczałtowe, kary i kaucje. Te oraz inne koszty rok rocznie rosną, przez co budżet każdego klubu chcącego uczestniczyć w rozgrywkach jest coraz mocniej obciążony.

By nie być gołosłownym, załączam zestawienie opłat związkowych jednego z klubów grającego na co dzień w A-klasie

2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017
2800 zł 2300 zł 1500 zł 1500 zł 1500 zł 1300 zł 1300 zł

 

Nie jeden zarząd odetchnąłby z ulgą, gdyby OZPNy zniosły absurdalną pozycję, jaką jest wynagrodzenie dla obserwatora. Należy zadać proste pytanie- dlaczego klub ma ponosić koszty za pracę obserwatora, który to ocenia pracę sędziów nominowanych przez władze okręgowego związku ?

Na przestrzeni lat piłka na poziomie amatorskim poddana została profesjonalizacji, co oczywiście jest niewątpliwym plusem. Długimi latami trzeba było czekać na wymóg obecności na zawodach uprawnionej osoby w zakresie pomocy medycznej. Już od jakiegoś czasu na meczach klasy okręgowej i niższych nie oglądamy wyznaczonej osoby z obsługi drużyny, która w przypadku urazu lub kontuzji do poszkodowanego zawodnika podchodzi z butelką wody mineralnej i legendarnego wręcz zamrażacza. To się chwali. Za to zupełnie złą stronę powędrował wymóg posiadania licencji trenerskiej, odpowiedniej dla każdej klasy rozgrywkowej. Słowo klucz- wymóg, powinno zostać zastąpione możliwością. Ktoś, kto w większym lub mniejszym stopniu miał styczność z piłką na tym szczeblu, doskonale wie, że żaden kurs, odbyte praktyki czy staż automatycznie nie sprawią, że na dostępnym materiale ludzkim będzie można szlifować na treningach automatyzmy czy taktyczne założenia. Frekwencja na zajęciach na tym szczeblu zwykle nie pozwala na systematyczne budowanie zgrania czy wypracowywanie schematów. Żaden papierek nie zastąpi po prostu zwykłych, płynących prosto z serca chęci do pracy. Oczywiście z punktu widzenia okręgowych władz ten przepis jest jak najbardziej zasadny, bo przecież do kieszeni wpadają pieniążki za przedłużenie licencji.

Ale dość już rzucania cegłówkami w system. Spójrzmy czy do ogródka „amatorska piłka nożna” sami też nie nawrzucaliśmy sobie kamyczków.

Kiedyś to było

To boomerskie stwierdzenie aż wylewa się na klawiaturę. Zdecydowana większość klubów piłkarskich powstawała w latach 80’ jako Ludowe Zespoły Sportowe, które miały także funkcję społeczną jako element integracji „małej ojczyzny” Cegiełka po cegiełce budowano infrastrukturę, tworzyły się władze, coraz więcej mężczyzn wybiegało na boisko. Ciągłość przekazywania władzy nad danym stowarzyszeniem jeszcze w latach 00’ nigdy nie była zakłócana, bo zawsze znalazł się ktoś jeszcze z tamtego właśnie pokolenia, który chętnie stanie za sterami klubu.

Tymczasem od kilku lat daje się zaobserwować niepokojący trend, czyli deficyt ludzi, którzy chcą poświęcać swój czas, wzmóc zaangażowanie, „złapać za lejce” i prowadzić klub. Co się stało z naszym zmysłem organizacyjnym? Dlaczego tak trudno zarazić młodych ludzi miłością do lokalnych barw? Ogromny postęp gospodarczy, wysoko rozwinięta komunikacja spowodowały, że młode pokolenie coraz częściej nie wie, co to znaczy być lokalnym patriotą, bo i po co, skoro młodzież ma dostęp do „lepszego” świata praktycznie na wyciągnięcie ręki. Znakiem czasu jest właśnie zawieszenie działalności klubu z powodu braku sternika i pomocników. Konia z rzędem temu kto jest w stanie stwierdzić, kiedy i czy w ogóle ten proceder wyhamuje. Póki co zjawisko to przybiera na sile obok pikującej liczby ludzi, którym chce się grać w piłkę. Florentino Perez powiedział kiedyś, że futbol w walce o młodego człowieka przegrywa z Netflixem czy PlayStation. Słowa te powiedział w zupełnie innym kontekście, ale myślę, że całkiem zasadne jest odniesienie ich do amatorskiego grania w piłkę.

Pieniądze > chęci i pasja

To druga rzecz, która zabija polską piłkę w wydaniu amatorskim, czyli jak mawia klasyk- „kasa misiu kasa” Wydaje się, że do lamusa odchodzą czasy kiedy to wybierając klub, w którym chce się spróbować swoich sił, kierowano się innymi względami niż pieniądze. Większe znaczenie miały swego rodzaju prestiż, historia, status, zdolności organizacyjne czy atmosfera. Od jakiegoś czasu stopniowo na wadze zaczęły przybierać kwestie finansowe, a w ostatnim czasie mam wrażenie, że proces ten wyraźnie przyspieszył. Problemy z werbowaniem rodzimych zawodników (kluby, które mają w swoich szeregach zespoły młodzieżowe, mogą sobie w tym momencie pogratulować) powodują, że trzeba zwiększyć zasięg poszukiwań o szerszy krąg. Jeśli znajdziemy potencjalnego kandydata, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, nie uda się go namówić do zmiany barw jeśli nie zaproponujemy mu odpowiedniej finansowej gratyfikacji. Takie podejście nie jest niczym złym jednakże fakt, iż na takim szczeblu takie sytuacje już do rzadkości nie należą, obrazuje, że macki szeleszczących banknotów sięgają już bardzo daleko.

Drogo, coraz drożej…

Kluby amatorskie nie są podmiotami gospodarczymi. Większość z nich funkcjonuje na zasadzie stowarzyszeń, które często swoje wydatki pokrywają z podziału środków w gminie bądź innej podległej jednostce. W ostatnich latach pieniądze przyznawane z urzędowej kasy nie są w stanie pokryć wszystkich nakładów finansowych. Budżet klubu jest coraz mocniej drenowany przez rosnące w zastraszającym tempie koszty funkcjonowania.

Dla zobrazowania dołączam zestawienie wydatków, jakie na przestrzeni kilku lat musiał ponieść pewien A-klasowy klub.

Rodzaj usługi 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017
Delegacje sędziowskie 12 800 zł 11 100 zł 10 000 zł 9 600 zł 9 200 zł 8 900 zł 8 500 zł
Transport 18 000 zł 13 200 zł 11 200 zł 10 800 zł 10 300 zł 10 100 zł 10 000 zł
Utrzymanie boiska 10 700 zł 8 900 zł 7 800 zł 7 200 zł 6 800 zł 6 800 zł 6 600 zł
Sprzęt sportowy 4 600 zł 3 200 zł 2 900 zł 2 500 zł 2 300 zł 2 300 zł  2 300 zł
Artykuły spożywcze 5 500 zł 4 100 zł 2 900 zł 2 600 zł 2 600 zł 2 400 zł 2 400 zł
Ubezpieczenie 1 450 zł 1 350 zł 1 300 zł 1 300 zł 1 250 zł 1 200 zł  1 200 zł
RAZEM 55 850 zł 44 150 zł 37 500 zł 35 500 zł 33 950 zł 33 000 zł 32 300 zł

 

Jak widać, są to podstawowe koszty funkcjonowania A-klasowego klubu. Im wyższa liga, w której gra dana drużyna, tym koszty jej utrzymania są odpowiednio wyższe. Podstawową przyczyną takiego stanu rzeczy jest oczywiście galopująca inflacja, na którą – rzecz jasna- mamy znikomy wpływ. Tym samym klubowi włodarze są niejako zmuszeni, by możliwymi sposobami redukować koszty. Zdolności organizacyjne władz, ich szeroko pojęta obrotność i zaradność w obecnych realiach są wystawiane na wielką próbę. Najmocniej zaangażowani przetrwają. Słabsi, bez niczyjej pomocy (prywatnych inwestorów) będą musieli zamykać kramik.

Statystyka jest bezlitosna

W maju zeszłego roku szerokim echem odbił się tweet trenera Pychowianki Kraków Piotra Mrożka, według którego od sezonu 2001/2002, z mapy zniknęły aż 72 drużyny, z którymi mecze grywała drużyna z Krakowa. Liczba ta jest zatrważająca.

Według danych popularnego portalu piłkarskiego, od sezonu 2016/2017 z futbolowej mapy małopolski zniknęło aż 30 klubów. Można przypuszczać, że liczba ta będzie rosnąć, chyba że znów stanie się przełom, rozkwit jak w roku 2016 oraz pojawią się inne okoliczności, które sprawią, że futbol w wydaniu amatorskim będzie miał swój renesans.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!