Górnik Zabrze pokonał dziś po raz drugo w rywalizacji o 3.miejsce Chrobrego Głogów. Pewne zwycięstwo „Trójkolorowych” w Głogowie dało im komfort w drugim starciu w Zabrzu, które w zasadzie zamknięte została już w pierwszej części pojedynku. Głogowianie ocknęli się po przerwie, lecz nie był to na tyle spektakularny zryw, by odroczyć ceremonię wręczania medali z brązowego kruszcu do następnego meczu.
Górnik pierwszy, bardzo poważny krok w stronę podium ORLEN Superligi wykonał już w ubiegłą sobotę 18 maja. Wygrał w Głogowie 28:21 (17:11), a jednym z kluczowych zawodników był Taras Minotskyi – autor dziesięciu bramek, wybrany również MVP spotkania. W szatni gości nie było jednak okazji do wielkiego świętowania. Zadbał o to trener Tomasza Strząbała, który przypomniał zawodnikom, że są dopiero w połowie drogi do brązowego medalu.
– Panowie, sport jest nieprzewidywalny. Dopóki sędzia nie zakończy rewanżu, dopóki nie będziemy mieli na szyi zawieszonego medalu, to nie mamy prawa się czuć zwycięzcami. Trzeba mieć respekt i szacunek do przeciwnika – takie słowa padły z ust trenera Tomasza Strząbały.
Potwierdzają to zgodnie zawodnicy Górnika. – Trener Strząbała najpierw nas pochwalił i przyznał, że jest zadowolony z naszej gry, ale za chwilę sprowadził nas na ziemię i zwrócił uwagę, że nie pora na hurraoptymizm, że musimy zachować odpowiednią koncentrację i jak najlepiej przygotować się do rewanżu – mówi Damian Przytuła, rozgrywający klubu z Zabrza.
– Gdyby faworyt zawsze wygrywał, to sport byłby nudny – ocenia Kacper Ligarzewski, bramkarz Górnika Zabrze. – Dlatego nie można nigdy zakładać wyniku przed meczem. Trener do znudzenia nam powtarza – nie patrzcie na tablicę wyników, tylko walczcie na 100 procent do ostatniej chwili.
W tygodniu poprzedzającym rewanżowe spotkanie nie było mowy o odpuszczeniu choćby jednego treningu. Tomasz Strząbała lubi dbać o detale, stąd treningi zaplanowane były na godzinę 20.00 – dokładnie taką, jak pora rozgrywania sobotniego spotkania.
– Nie byliśmy tym zaskoczeni – przyznaje Damian Przytuła. – Staramy się zawsze trenować właśnie o takiej porze, w jakiej gramy najbliższy mecz. To wychodzi nam tylko na plus, bo pozwala przyzwyczaić organizm do wysiłku o określonej porze. Nie
jest to może najważniejszy element przygotowań, ale jeśli może pomóc – nawet w jednym procencie – w osiągnięciu przewagi, to warto z tego korzystać.
Okazuje się, że istotna jest nie tylko pora treningu, ale także jego długość i intensywność. W zapomnienie odeszły już czasy, o których wspominał Piotr Wyszomirski w rozmowie z TVP Sport (marzec 2024). – Moim zdaniem byliśmy kiedyś przeładowni, treningów było za dużo i były za mało urozmaicone – uważa bramkarz Górnika Zabrze, gdy wraca do czasów, gdy miał 18-19 lat. – Bramkarze mieli aż cztery treningi dziennie! To nie jest normalne, aby tak często trenować. Byliśmy młodzi, więc jakoś dawaliśmy radę. Lata jednak mijały, a nic się nie zmieniało, my non stop trenowaliśmy tak samo. Wtedy myślałem, że „zakwasy” to coś normalnego, że inaczej nie da się zbudować formy.
Tomasz Strząbała: – Na szczęście zmieniła się mentalność trenerów i ich podejście do zajęć. Duży wpływ mieli na to zagraniczni szkoleniowcy, którzy zaczęli pracować w Polsce, a także sami zawodnicy, którzy wracali do Superligi po wielu latach gry w Niemczech czy Hiszpanii. Dawniej trening trwał 2,5 godziny i był raczej spokojny. Obecnie wygląda to inaczej – 1,5 godziny treningu, który ma dużą intensywność. Podobnie jak w warunkach meczowych. Oczywiście nie mówię, że każde zajęcia muszą tak wyglądać i tyle trwać. Wiele zależy od tego, jaki mamy okres sezonu, a także od potrzeb zawodników czy terminarza.
Z pewnością Górnik jest drużyną, która wykonała w tym sezonie ogromny progres. Wielu ekspertów łączy to właśnie z osobą trenera Strząbały. On z uśmiechem reaguje na te pochwały: – To nie moja zasługa, tylko zawodników. Piłka ręczna to gra zespołowa i cieszę się, że udało nam się razem zrobić krok do przodu i rozwinąć jako drużyna. Dla mnie, jako trenera, to najważniejsze, ponieważ pokazuje, że ciężka praca przynosi efekty. Mam nadzieję, że moi zawodnicy też to dostrzegają.
Dostrzegają. Damian Przytuła miał okazję współpracować z trenerem Strząbałą jeszcze w Kwidzynie. – Profesjonalista – podkreśla. – Gdy spojrzymy na wyniki klubów, w których pracował, to wszędzie zauważalny był duży postęp. Zawodnicy też to widzą. Myślę, że mocną stroną trenera jest dobre rozpracowanie przeciwników i zróżnicowane przygotowania do konkretnych meczów. Do tego wszystko jest robione z głową – nie jesteśmy przeładowani informacjami, wszystko jest dla nas jasne.
Damian Przytuła zwraca również uwagę na element, od którego zaczął się ten tekst – pełna koncentracja, wspólnie dążenie do celu i szacunek do przeciwnika. Nawet jeśli na papierze wydaje się słabszy i ma dużo mniejsze szanse na dobry wynik. – Nie chodzi tylko o ten jeden konkretny mecz, czyli rewanż z Chrobrym. Trener Strząbała nie pozwala nam spocząć na laurach w żadnym spotkaniu. I w pełni się z nim zgadzam – jeśli na boisku zaczną dominować emocje, to już przegrałeś.
Podium ORLEN Superligi to jedno, ale w przypadku Górnika chyba najlepszym miernikiem rozwoju zespołu były mecze z Industrią Kielce i ORLEN Wisłą Płock, a przede wszystkim w Lidze Europejskiej.
Szczypiorniści z Zabrze byli w tym sezonie naprawdę blisko, aby „urwać” punkty potentatowi z Płocka. I to przynajmniej dwukrotnie (porażki 30:31 i 22:24). Tomasz Strząbała znowu z wielką rezerwą reaguje na pochlebne opinie po tych meczach. – Dziękuję za te ciepłe słowa, ale jednak przegraliśmy… Może już nie przegrywamy z nimi każdego meczu różnicą kilkunastu bramek, ale jednak nadal lepsi są rywale. Proszę więc wrócić z gratulacjami, gdy wreszcie wygramy przynajmniej jeden mecz z Kielcami lub Płockiem. Powoli, powoli się do nich zbliżamy i jako trener wierzę, że ten dzień, w którym wygramy, niebawem nadejdzie.
Czego zabrakło drużynie Górnika, żeby wygrać z Wisłą chociaż raz już w tym sezonie? Oddajmy głos zawodnikom. – Przede wszystkim doświadczenia – ocenia Kacper Ligarzewski. – W meczach o wysoką stawkę odgrywa to kluczową rolę. Gdybyśmy nie popełnili kilku prostych błędów, to przynajmniej jeden mecz z Wisłą byśmy wygrali. Proszę pamiętać, że mamy wciąż młody zespół – wielu zawodników w wieku 20-24 lat. Często o wynikach takich meczów decyduje jedna dobra akcja. My się dopiero uczymy. Szkoda, że na własnych błędach, ale tak już w sporcie bywa. Wierzę, że ta nauka zaprocentuje w przyszłości.
– Nie można zapominać, że zmienił się trochę nasz skład – przypomina Damian Przytuła. – Pojawiło się w drużynie kilku nowych zawodników, co podniosło naszą jakość. Ale najważniejsza kwestia to nasza obrona. Przynajmniej moim zdaniem. To właśnie ona pozwoliła nam się zbliżyć w tym sezonie do dwóch czołowych drużyn w Polsce. To chyba najbardziej rzuca się w oczy, jeśli porównamy Górnika z sezonu 2022/23 i 2023/24. Zresztą, pozwolę sobie znowu zacytować trenera Strząbałę, mecze wygrywa się obroną, a nie atakiem. Jeśli uda nam się jeszcze lepiej zgrać, to dodając do tego codzienną, ciężką pracę na treningach, powinno to wyglądać w przyszłym sezonie jeszcze lepiej.
Skoro mowa o obronie, to nie można pominąć bramkarzy, ponieważ stanowią mocny punkt zespołu z Zabrza. Obok doświadczonego Piotra Wyszomirskiego (medalista MŚ 2015 oraz uczestnik igrzysk w Rio 2016) są jeszcze 22-letni Kacper Ligarzewski (wcześniej Piotrkowianin) oraz 19-letni Bartosz Szczepanik.
– Gdy trafiłem do Górnika, to miałem pewne obawy… – wspomina Kacper Ligarzewski. – Jestem otwartym chłopakiem, wesołym i często żartuję. Piotra znałem z telewizji, do tego trochę z meczów, gdy graliśmy przeciwko sobie w Superlidze. Wydawał mi się człowiekiem zamkniętym w sobie, nawet lekko oschłym. Okazało się, że to tylko pozory. Uważam, że udało nam się nawiązać fajny kontakt. Piotrek jest naprawdę świetnym kolegą. Przekazał mi wiele cennych wskazówek, opowiedział też wiele historii związanych z piłką ręczną. Moim zdaniem jest w tym sezonie najlepszym bramkarzem w lidze. Wydaje mi się, że razem tworzymy mocny punkt Górnika, ale… niech to już ocenią trenerzy.
Poza bramką jest jeszcze coś, co łączy Piotra Wyszomirskiego i Kacpra Ligarzewskiego – miłość do siłowni. Obaj mają świadomość, jak ważny jest również trening siłowy. – Kocham siłownię! – potwierdza Kacper Ligarzewski. – Nawet trener Strząbała się z tego trochę śmieje, oczywiście z sympatią, bez żadnych wątpliwości. Powiedział, że jeśli kiedyś awansujemy w Superlidze do finału, to specjalnie dla mnie wybuduje w klubie dużą siłownię. Piotr nie musiał mnie naprawdę przekonywać, jak ważny jest trening siłowy. Już jako dzieciak miałem w domu dobre wzorce – mój tata (Szymon Ligarzewski, były reprezentant, mistrz Polski ze Śląskiem Wrocław i Zagłębiem Lubin – red.) jako zawodnik uwielbiał siłownię i to mu zresztą pozostało do teraz, chociaż już dawno nie gra zawodowo w piłkę ręczną.
W przypadku Górnika nie sposób nie wspomnieć o świetnej postawie zespołu w europejskich pucharach. Na pierwszy plan wybija się oczywiście wygrany mecz z Rhein-Neckar Loewen (29:26), ale to byłoby zbyt duże uproszczenie występów drużyny Tomasza Strząbały w Europie.
– Uważam, że wiele osób nie docenia klasy AEK Ateny czy Lucerny – zauważa trener Górnika. – Szwajcarzy budowali drużynę z myślą o czymś więcej niż faza grupowa. I to nasz największy sukces, że udało nam się wyjść z tak mocnej grupy i awansować do kolejnej rundy.
Górnik w tabeli okazał się słabszy jedynie od TSV Hannover-Burgdorf, z którym przegrał dwukrotnie, chociaż wyniki nie oddają dobrej gry. Szczególnie w rewanżu piłkarze ręczni z Zabrza byli o krok, aby odnieść zwycięstwo. Prowadzili do przerwy 19:14, a następnie utrzymywali przewagę do 55. minuty!
– Czego zabrakło, by wygrać? Może głębi składu, może większego doświadczenia i obycia na arenie międzynarodowej – wylicza Tomasz Strząbała. – Przecież po przerwie mieliśmy kilka sytuacji, które powinny się skończyć dla nas bramką, a wtedy wynik byłby jeszcze lepszy i może przeciwnik nie dałby już rady zniwelować strat. Nie zrobiliśmy tego i goście z Hanoweru to wykorzystali.
– Szkoda tej porażki. Na papierze to zdecydowanie lepszy zespół, 6-7 siła w Bundeslidze, a tymczasem potrafiliśmy stawić im czoła – podkreśla Damian Przytuła. – Zabrakło naprawdę niewiele. Z przebiegu całego sezonu warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię – nie licząc 2-3 meczów, w których zagraliśmy poniżej oczekiwań, potrafiliśmy utrzymać cały czas odpowiedni poziom. Nie było takiego falowania, które zdarzało nam niestety się w poprzednich latach.
Jeśli tylko będzie taka możliwość, to Górnik w kolejnym sezonie znowu chciałby zagrać w europejskich pucharach. – Nie ma lepszej drogi do rozwoju niż granie z zespołami lepszymi od siebie – zwraca uwagę rozgrywający Górnika. – Ten sezon naprawdę wiele nas nauczył. Choćby taka kwestia jak rozgrywanie dwóch meczów w tygodniu. Kielce i Płock są do tego przyzwyczajone, a dla nas to też była nowość. Jestem optymistą i wierzę, że doświadczenie, które zdobyliśmy w tym sezonie, zaprocentuje w przyszłości.
Na koniec słowo o popularności nie tylko Górnika Zabrze, ale całej piłki ręcznej. Świat się zmienia i młodzi ludzie patrzą na niego zupełnie inaczej niż pokolenie obecnych 40-latków, nie wspominając o tych starszych. Kluczem, aby dotrzeć do młodszych odbiorców, są media społecznościowe. Ma tego świadomość Kacper Ligarzewski. Chociaż sam jest ciągle młody, bo 22-letni, ma duże grono jeszcze młodszych odbiorców.
– Już kilka razy się zdarzyło, że zaczepiały mnie dzieciaki, które znają mnie z Tik Toka, a nie z piłki ręcznej. Trochę to smutne, ale z drugiej strony – może dzięki temu część z nich zainteresuje się naszą dyscypliną? Bardzo bym chciał. To jednak też pokazuje, że młodzi ludzie nie oglądają już praktycznie w ogóle telewizji. Ich światem jest telefon z dostępem do Internetu. Tam szukają wiadomości i rozrywki. Dlatego piłka ręczna jako dyscyplina musi być bardzo aktywna w mediach społecznościowych.
– Zdaję sobie sprawę, że nie każdy chce się tam pokazywać. Sam na początku miałem dużo obaw, gdy wrzucałem jakiś filmik na Tik Toka czy Instagram. Wręcz wstydziłem się, że może nie wypada i jak to przyjmą inni. Teraz jestem trochę starszy i… nie przejmuję się tym, co powiedzą inni. Kocham piłkę ręczną i lubię ją promować. Uważam, że nasz sport jest fantastyczny, mamy dużo fajnych postaci, którymi warto się chwalić i pokazywać młodszym. Pamiętam czasy, gdy miałem 10 lat i szukałem w Internecie wszystkich informacji na temat piłki ręcznej. Interesowało mnie również bardzo to, co działo się poza boiskiem – w szatni, autokarze i tak dalej. Teraz sam jestem piłkarzem ręcznym, z czego się bardzo cieszę i chcę się z ludźmi dzielić moją radością.
Górnik Zabrze – Chrobry Głogów 33:27 (17:8)