Foto: widzew.com/Marcin Bryja

To był jeden z tych pojedynków czwartej kolejki PKO BP Ekstraklasy, na który wielu kibiców czekało z niecierpliwością. Po jedenastu latach derby Łodzi na najwyższym poziomie rozgrywek pomiędzy Widzewem, a ŁKS-em przyniosły znów wiele emocji, ale niezbyt wiele bramek. 

Już w drugiej minucie pierwszej połowy niewiele brakowało, a Bobek mógłby pogrążyć swój zespół. Golkiper bowiem przy wyprowadzaniu piłki uderzył w Sancheza. Piłkarz Widzewa nie opanował futbolówki i nie wykorzystał tej przypadkowej sytuacji. W 7. minucie idealną okazję na wyjście na 1:0 mieli goście. Key Teyan otrzymał podanie i trafił wprost w bramkarza gospodarzy Ravasa, który uratował Widzew Łódź przed stratą gola. W 10. minucie meczu ponownie atakował ŁKS. Tym razem wykazać próbował się kapitan Kamil Dankowski. Jego uderzenie zostało wyłapane na raty przez Ravasa. Swoją szansę cztery minuty później mieli też gospodarze, ale strzał głową Silvy był niecelny i wylądował nad poprzeczką. W 24. minucie sędzia przerwał mecz z powodu dużego zadymienia boisko. Po pięciu minutach spotkanie zostało wznowione. Widzew Łódź w 36. minucie próbował zaskoczyć uderzeniem ze stałego fragmentu gry (rzutu wolnego). Strzał Pawłowskiego był udany, ale obrona Bobka jeszcze lepsza. Golkiper ŁKS-u w ostatnich minutach miał bardzo dużo pracy. Kolejna jego interwencja potrzeba była w 41. minucie, po płaskim uderzeniu Nunesa. Bobek pierwszy raz skapitulował w 45. minucie, kiedy Pawłowski dogrywał do niepilnowanego Jordiego Sancheza, a ten zrobił wszystko prawidłowo i nie dał szans na skuteczną obronę. Trzy minuty później bramkarz przyjezdnych znów musiał wyjmować piłkę z sieci, po tym jak Marek Hanousek odegrał do Sancheza, a ten ponownie był górą nad Bobkiem. Na szczęście dla gości gol nie został uznany, z powodu minimalnej pozycji spalonej Hiszpana.

W drugiej połowie zza pola karnego przymierzył Mokrzycki. Piłka jednak przeleciała obok słupka Ravasa. W kolejnych minutach piłkarze Widzewa musieli być czujni w obronie, bo wiele zagrań lądowało w ich polu karnym. W 69. minucie meczu Sanchez podawał do Kuna, ale ten mimo użycia wślizgu nie zdołał trafić do siatki. Sześć minut później na stadionie Widzewa zostały użyte środki pirotechniczne (fajerwerki), przez które arbiter zdecydował się przerwać mecz. Po wznowieniu spotkania posypało się kilka żółtych kartek za przewinienia. Po chwili niewiele brakowało i w 88. minucie Silva strzeliłby gola. Ostatecznie jego uderzenie głową powędrowało nad poprzeczką. Sędzia do podstawowego czasu gry dorzucił aż dwanaście minut. W doliczonym czasie gry doszło do szybkiej kontry w wykonaniu Widzewa Łódź. Gdyby nie fakt, że Pawłowski zbyt długo zwlekał ze strzałem to miałby zdecydowanie większe szansę na pokonanie Bobka. Na ostatnie kilka minut posypały się z obu stron liczne zmiany, a ostatnie sekundy Widzew Łódź spędzał bez obecności na boisku Luisa Silvy, który otrzymał czerwoną kartkę za bezpardonowe wejście w Jurića. ŁKS na ostatnie momenty tego meczu rzucił wszystko. Piłkę meczową na głowie miał Flis, ale nie dość, że posłał ją zbyt lekko wprost w ręce Ravasa to okazało się, że był jeszcze na spalonym. Tym samym przyjezdni przegrali 0:1.

Widzew Łódź – ŁKS Łódź 1:0 

45′ 1:0 Jordi Sanchez Ribas

Widzew Łódź: Ravas – Stępiński, Szota, Silva, Nunes – Hanousek, Terpilowski, Przybulek (66′ Kun), Alvarez, Pawłowski – Sanchez Ribas

ŁKS Łódź: Bobek – Głowacki (90+6′ Janczykowicz), Flis, Monsalve (72′ Marciniak), Dankowski – Louveau, Sliwa (68′ Juric), Lorenc (46′ Hoti), Mokrzycki, Pirulo (68′ Letniowski) – Tejan.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!