Foto: Rafał Bodnaruk/polski-sport.com

Siedem lat czekaliśmy na to aby polski zespół mógł usłyszeć hymn Ligi Mistrzów. Dziś stało się to w Sosnowcu podczas pierwszego meczu czwartej rundy eliminacji między Rakowem Częstochowa, a FC Kopenhaga. ”Medaliki” miały mnóstwo nieszczęść począwszy od gola samobójczego po kontuzję podstawowego piłkarza, przez co na wyjeździe będą musiały nadrabiać stratę jednej bramki. 

Częstochowian od ”piłkarskiego nieba”, (jak często nazywany jest udział w Lidze Mistrzów) dzieliły tylko dwa, ale niełatwe kroki. Pierwszy mieli szansę postawić już dzisiaj. Kolejny czekał na nich za tydzień w Kopenhadze.

W inaugurujących kilku minutach Raków nie przestraszył się duńskiej ekipy, a goście bardzo często tracili piłkę. ”Medaliki” wykorzystywały to wychodząc z kontrami. Pierwszą taką mieli w 4. minucie, kiedy Falk przeciął podanie do Piaseckiego. Następna przyszła w ósmej. Tym razem Piasecki już nie czekał i uderzył z dystansu, a Grabara z trudem, ale wybronił ten strzał. Najgorszy moment przyszedl minutę później. Futbolówkę dośrodkowywał Elyounoussi, a niefortunnie przeciął ją Racovitan pakując piłkę do własnej bramki, po rękawicach własnego golkipera. Kovacevic nie miał szans dobrze na to zareagować, a atmosfera w drużynie Rakowa stała się momentalnie grobowa. Dodatkowo częstochowianom nie pomagała murawa na stadionie w Sosnowcu, która była w bardzo kiepskim stanie po oberwaniu chmury. Ślizgał się na niej Jean Carlos czy Marcin Cebula, co przeszkodziło nie raz obu panom w okiełznaniu piłki. Do tego chwilę później Hiszpan musiał zejść z boiska z powodu urazu. Mimo świetnych, odważnych pierwszych ośmiu minut piłkarze Rakowa nie mogli pozbierać się po stracie tak przypadkowego gola. Dopiero w 25. minucie przeprowadzili groźna akcję wykorzystując niezrozumienie pomiędzy Dicksem, a Grabarą. Do piłki w polu karnym dopadł Fabian Piasecki, ale z ostrego kąta strzelił tylko nad poprzeczką. To dawało nadzieję, że gospodarze nie są jeszcze zupełnie na straconej pozycji w tym meczu. Częstochowianie już w pełni otrząsnęli się w okolicach 30. minuty i znów zaczęli lepiej wyglądać na tle przyjezdnych. To oni częściej przebywali przy piłce i starali się kreować sytuację. Jedną z takich stworzył Tudor, ale jego podanie w pole karne FC Kopenhagi zostało wybite. Goście zaatakowali w 37. minucie strzałem Diksa, który ostatecznie został zablokowany. W końcu Raków Częstochowa skutecznie sforsował obronę Duńczyków. Na chwilę przed końcem pierwszej połowy do wyrównania strzałem głową, po zagraniu Rundica doprowadził Giannis Papanikolaou. Radość na obiekcie w Sosnowcu była ogromna, ale nie trwała długo, bo sędzia pokazał, że gol nie może zostać uznany z powodu spalonego Rundica. Częstochowianie nie poddawali się, i nadal pokazywali, że mają ogromne chęci do gry, a przede wszystkim do doprowadzenia do remisu w tym spotkaniu. W pierwszej połowie nie zdążyli już tego udowodnić, bo gwizdka sygnalizującego przerwę użył Irfan Peljto.

Drugie czterdzieści pięć minut meczu rozpoczęło się lepiej dla Rakowa, który nie zamierzał zwalniać tempa. Zespół z Danii skupiał się przede wszystkim na bronieniu swojego korzystnego wyniku. Najbardziej w ataku po stronie częstochowian wykazywał się Sorescu organizując akcję. Po kilku minutach dwie niebezpieczne sytuację stworzyli sobie goście. Najpierw uderzał Roony Bardghji, a potem Viktor Claesson. Odpowiedział na to niecelnym strzałem główką po dograniu Tudora Fabian Piasecki. W 58. minucie niewiele brakło i piłka, która wpadła pod nogi Sorescu mogła trafić do siatki. Piłkarz próbował wstrzelić ją pod poprzeczkę, ale powędrowała ona około pół metra nad bramką. Po zamieszaniu w polu karnym FC Kopenhagi futbolówka przedostała się do Kittela, który z niedużej odległości huknął nad poprzeczką. W 68. minucie przyjezdni pokazali że trzeba się z nimi liczyć. Mohamed Elyounoussi przymierzył z pola karnego, piłka odbiła się jeszcze od Berggrena i rykoszetem chciała trafić do siatki. Na całe szczęście świetnym refleksem wykazał się Kovacević uniemożliwiając jej to. Raków jeszcze częściej znajdował się w posiadaniu piłki i zaczął coraz bardziej śpieszyć się w rozgrywaniu akcji. Czas biegł nieubłaganie, a tablica wyników ciągle była korzystna dla Duńczyków. W 75. minucie częstochowianie próbowali zdziałać coś stałem fragmentem gry. Z rzutu rożnego na głowę Adnana Kovacevica dośrodkowywał jeden z piłkarzy Rakowa. Niestety strzał mijający słupek pozostawił wiele do życzenia. Piłkę na remis zmarnował w 83. minucie Zwoliński, który z najbliższej odległości kopnął zbyt słabo piłkę by zaskoczyć Grabarę. FC Kopenhaga nie chciała wypuścić zwycięstwa i przejęła przez chwilę dowodzenie nad grą. W akcie rozpaczy gospodarze starali się spowodować zagrożenie wrzutkami, ale ostatecznie nic z nich nie wyszło.

Raków Częstochowa stratę jednej bramki będzie próbował odrabiać 30.08. Mecz w Kopenhadze rozpocznie się o 21:00.

Raków Częstochowa – FC Kopenhaga 0:1 

9′ 0:1 Bogdan Racovitan (gol samobójczy)

Raków Częstochowa: Kovacevic – Racovitan, Adnan Kovacevic, Rundić (79′ Plavsić) – Tudor, Papanikolaou, Berggren, Silva (23′ Sorescu) – Kochergin (79′ Lederman), Piasecki (79′ Zwoliński), Cebula (60. Kittel).

FC Kopenhaga: Grabara – Melling, Diks, Vavro, Jelert – Goncalves (80′ Boilesen), Falk (86′ Hojlund), Claesson (64′ Lerager) – Elyounoussi (80′ Sorensen), Larsson, Bardghij (64′ Oskarsson).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!