Fot: Patryk Górecki

Siatkówka w Polsce to jedna z najbardziej ulubionych dyscyplin, a dla niektórych to sport narodowy w kraju nad Wisłą. Prym wiodą oczywiście reprezentacyjni siatkarze oraz wygrywający ostatnio trzykrotnie z rzędu Ligę Mistrzów gracze z Kędzierzyna-Koźla. Coraz ciekawiej wygląda również strona kobiecej siatkówki. Po czasie „złotek” blisko dwie dekady temu wraca do łask kadra, zaś od kilku sezonów nieźle w Lidze Mistrzyń radzą sobie nasze topowe kluby, docierając do ćwierćfinału. Zaś nasza TAURON Liga uchodzi po lidze włoskiej i tureckiej za trzecią siłę w Europie.

Wraz z rosnącą renomą kadry oraz zespołów klubowych tworzących TAURON Ligę wydawać by się mogło, że polski kibic powinien być ukontentowany rozwojem spraw dotyczących siatkówki w wykonaniu pań. Wszak dzięki nim w Łodzi, Gdańsku, Policach, Rzeszowie czy wielu innych ośrodkach siatkarskich kraju nasi kibice mogą oglądać dosyć często w akcji najlepsze zespoły i najlepsze siatkarki świata. Mało tego, w wielu przypadkach nasze zawodniczki nie stoją  na straconej pozycji, odnosząc zwycięstwa na poziomie reprezentacji czy klubów. Utalentowane zawodniczki z Ameryki Północnej i Południowej, tudzież zachodniej Europy traktują właśnie rywalizację z naszymi zawodniczkami w TAURON Lidze w formie przystanku w drodze do najbardziej utytułowanych klubów Europy i świata. A potem – bazując na dobrych doświadczeniach zebranych w polskich klubach, a w innych przypadkach opinii i tutejszym klimacie, niejednokrotnie pojawiają się w różnych polskich zespołach z ograniem i zdobytym doświadczeniem.

Reprezentacja i kluby zmierzają w najlepszym kierunku, a jednak zawodniczki nie mogą liczyć tylko na przychylność i komfort spokojnej pracy. Zdarzają się hejterskie incydenty, które nawet w symbolicznym rozmiarze nie powinny mieć miejsca. Niestety mają, a skalę hejtu, pogardy, zboczenia i chamstwa tak naprawdę określić niełatwo. Zawodniczki niechętnie dzielą się informacjami o niemiłych reakcjach, brutalnym języku ataków, szczególnie w social mediach, wreszcie komentarzach w sieci, które się niejednokrotnie pojawiają.

Pewnego dnia po ostatnim meczu zwycięskich kwalifikacji, bo wywalczeniem przepustki na igrzyska olimpijskie w Paryżu, sportową Polskę w wywiadzie dla TVP Sport po meczu z Włochami zszokowała kapitan kadry Joanna Wołosz, na co dzień jedna z najlepszych rozgrywających na świecie czołowego teamu globu Imocco Proseco Voley Conegilano.

– Od trzech-czterech dni formowałam sobie w głowie, co bym chciała wszystkim przekazać. Spotkała mnie fala krytyki przez ostatnie dwa miesiące i myślę, że na nią nie zasługuję. Nawet jeszcze dobrze nie zaczęłam grać z dziewczynami, a hejt pojawiał się straszny. Wiele opinii różnych ludzi. Ja sobie z tym poradzę. Znam swoją wartość. Teraz, wieczorem, pewnie będę cieszyła się strasznie z dziewczynami. Wsiądę w auto, pojadę z moim tatą i moją siostrą nad ranem do domu, pobędę półtora dni i spakuję manatki, mojego pieska, pojadę do Włoch. Wrócę do miejsca, gdzie nie muszę nic udowadniać, a ludzie znają moją wartość. Poradzę sobie z tym całym hejtem – mówiła wyraźnie sfrustrowana Joanna Wołosz.

W konsternacji byli zapewne widzowie, ale również część dziennikarzy. Kilka dni później siatkarka uzupełniła niejako swoje wywody w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego.

– Zaczęło się jeszcze przed mistrzostwami Europy, gdy mimo wygranych sparingów z Turcją, winę za wszystko zrzucano na mnie. A ja po prostu nie chciałam, by osoby, które non stop po mnie „jechały”, nagle zaczęły nazywać mnie bohaterką, gdy weszłam z ławki i wygrałyśmy z Włoszkami. Wiem, że po tamtym meczu zapanowała wielka euforia, którą odczuwałyśmy i my, i kibice, i dziennikarze, ale nie cofnęłabym swoich słów – dodała polska rozgrywająca.

Zatem mimo przyzwoitego sezonu reprezentacyjnego zakończonego okazałym sukcesem w postaci kwalifikacji olimpijskiej pozostał pewien niesmak.

Temat nieodpowiedniego traktowania – tak delikatnie ujmując – zawodniczek  nie zamknął się wraz z końcem sezonu reprezentacyjnego.

Po jednym z meczu TAURON Ligi zakończonym małą niespodzianką postanowiłem  w krótkiej rozmowie pogratulować jednej z zawodniczek osiągniętego rezultatu. W odpowiedzi obok podziękowań usłyszałem mało optymistyczne zdanie. – Jest prawdopodobieństwo, że po tym meczu nie będzie wyzwisk od kibiców. Zamurowało mnie nie mniej, jak po usłyszeniu kilka tygodni wcześniej wywiadu z Joanną Wołosz.

Nie upłynęło dużo wody w Wiśle a doczekaliśmy się kolejnego skandalu, bo inaczej nazwać się tego nie da. Na początku obecnych rozgrywek TAURON Ligi jak burza szedł zespół BKS-u BOSTIK z Bielska-Białej, notując serię wygranych bez straty seta. Pod koniec pierwszej rundy przyszły słabsze mecze i kilka porażek, które nie skreślają bielszczanek z pretendowania w grze o czołowe lokaty. W drugiej dekadzie grudnia zespół z Bielska-Białej uległ w Opolu UNI, co wiele nurtów potraktowało jako niespodziankę, choć ekipa Nikoli Vettoriego w bieżącym sezonie solidnie się wzmocniła i do ligowych kopciuszków nie należy.

Po tym meczu informacjami otrzymanymi za pośrednictwem social mediów „pochwaliła” się przyjmująca bielskiej ekipy Paulina Damaske. Tym razem treści zacytować się nie da, gdyż trudno wyrwać do zacytowania nawet pół jednego zdania, które byłoby pozbawione wulgaryzmów. Poza chamskimi epitetami uderzającymi w reputację zawodniczki, są jeszcze pogróżki. Tematem obiecała się zająć prezes klubu Aleksandra Przybysz, która musi zastanowić się nad rozwiązaniami gwarantującymi komfort i bezpieczeństwo dla zawodniczek. Łatwe to nie jest, bo gdy sama osiągała sukcesy klubowe i reprezentacyjne jako siatkarka, raczej sytuacje zdziczenia obyczajów nie miały miejsca.

Dziwić się można, że te niefortunne wydarzenia dzieją się w momencie, kiedy żeńska siatkówka autentycznie rośnie w siłę. Na parkiecie widzimy jakość, fascynujące spektakle siatkarskie, serce wkładane w walkę na boisku. Obrony piłki w okolicach band reklamowych, stolików sędziowskich czy miejsc dla dziennikarzy to coś co się zdarza na porządku dziennym. Panie walcząc niejednokrotnie na pełnym zaangażowaniu, ryzykują kontuzjami. Co do tych ostatnich, sprzymierzeńcem są obciążenia meczowe. Zawodniczka rozgrywa w lidze około 30 spotkań, jeśli klub gra w europejskich pucharach dochodzi nawet 10 pojedynków. Przy powołaniu do reprezentacji Polski można dołożyć kolejne 30 meczów. Doliczając jeszcze mecze towarzyskie w układzie klubowym i reprezentacyjnym daje to dawkę nawet około 80 meczów w roku. Są przypadki, że niektóre z siatkarek mają kilka wolnych dni w roku, inne może kilkanaście. W wymiarze wielowektorowym, o życiu osobistym, rodzinnym, czasie dla siebie najlepiej zapomnieć.

Jeśli ktoś uważa, że sportsmence, siatkarce, przy takim obciążeniu energetycznym nie może przydarzyć się słabsza forma, słabszy mecz, powinien jak najszybciej oddalić się od aren sportowych oraz szeroko pojętego środowiska sportu wyczynowego. Wulgaryzmy, wyzwiska i pogróżki nie tyle są w tej sytuacji nie na miejscu, co mogą godzić w morale zawodniczek i wypaczać sens rywalizacji sportowej. Okres świąteczny to nadzieja, że poszkodowane w ten sposób siatkarki o tych nieprzyjemnościach zapomną, a co niektórzy hejterzy się opamiętają. Jeżeli nie, to jedyną opcją dla tych skrajnych dział opiniotwórczych jest znalezienie sobie innego zajęcia, bo w taki sposób rozwojowi polskiej siatkówki nie posłużą.

1 KOMENTARZ

  1. Hejt? Ktoś niedowartościowany próbuje swoich sił w Internecie a nie na boisku. Hejt był jest i będzie, niestety dziewczyny muszą mieć grubą skórę. Zawsze znajdzie się idiota, któremu się żółć wylewa. Trzeba wspierać nasze dziewczyny są super! Pokazują klasę, grają w najlepszych zespołach. Tu kłania się rola mediów, które wspierając nasze zawodniczki udowadniają idiotom, że takimi są.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!