fot. KAROL MAKOWSKI / polski-sport.com

W meczu dwudziestej pierwszej kolejki Dziki podejmowały MKS Dąbrowę Górniczą. Goście z Śląska po ofensywnej pierwszej kwarcie w pozostałych częściach gry miała utrzymaniem wysokiej skuteczności w ataku. Zmieniło się to w końcówce spotkania.

 

Spotkanie lepiej zaczęli zawodnicy MKS. Ofensywa mimo braku Marca Grarcii wyglądała nieźle. Szybko goście odskoczyli na 7:2. Jednak warszawski zespół już wielokrotnie dał się poznać, że nie spuszcza głowy po pierwszym niepowodzeniu. Szybko Dziki wzięły się za odrabianie strat, zmniejszając je do jednego punktu. Jednak i goście potrafili włączyć wyższy bieg. MKS ciągle utrzymywał minimalną przewagę. Po sześciu oczkach z rzędu prowadzili nawet 16:24 w ósmej minucie. Każdą próbę niwelowania strat przez Dziki przyjezdni skutecznie karcili, tak jak trójką Carbilla w końcówce premierowej odsłony, dzięki której odskoczyli na moment nawet na dziewięć oczek. Po wznowieniu gry w drugiej odsłonie ponownie trafił Cabrill i było 24:33 dla MKS. Jednak aktywniejszy starał się być Isaiah Crawley. Dzięki jego trafieniom warszawianie pozostawali w grze. Gdy swoje dorzucali McGlynn, Mokros mecz nabrał rumieńcow. Po akcji „2+1” MVP stycznia w OBL Dominica Greena w połowie drugiej odsłony gospodarze wyszli na pierwsze prowadzenie w meczu 36:35. Do końca pierwszej połowy gra toczyła się kosz za kosz, a prowadzenie na tablicy wyników zmieniło się czterokrotnie.

Po zmianie stron Dziki wyszły pobudzone na grę w ataku. Kolejne punkty McGlynna, Colemana czy Sanniego dawały im prowadzenie 54:51. Ale to nie koniec. Był moment, że warszawianie zaliczyli serię 10:0 i prowadzili 62:51. Na to MKS nie znalazł Przez ostatnie ponad 4 minuty tylko przez niespełna minutę przewaga gospodarzy wynosiła mniej niż dziesięć oczek. W kolejnej części meczu dąbrowianie starali się wrócić do meczu – po trójkach Xeyriusa Williamsa i Błażeja Kulikowskiego nawet już było ciekawie bo przewaga warszawian bardzo stopniała. Dziki potrafiły prowadzić w czwartej kwarcie (77:63, czy nawet 79:65), ale mając jeszcze blisko siedem minut spotkania. W tym momencie MKS rzucił wszystko na jedną szalę. W ciągu niespełna czterech minut MKS-owi zostały tylko trzy punkty do odrobienia. Jednak kluczową akcją popisał się Matthew Coleman i Dziki mogły się cieszyć z dwunastej wygranej w lidze. Beniaminek dzięki temu jest wciąż w walce o play off i to wcale nie ósmą lokatę.

 

Dla Dzików 19 punktów zdobył Dominic Green, a dla MKS 21 oczek, 5 zbiorek i 6 asyst zdobył Tyler Persons.

 

DZIKI WARSZAWA – MKS DĄBROWA GÓRNICZA  82:76  (24:31, 20:12, 26:15, 12:18)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj