foto: Biuro prasowe PGNiG Superliga

W sobotnich bataliach 23. serii PGNiG Superligi prawdziwy pogrom w Kielcach, gdzie Łomża Vive zaaplikowała 51 bramek Grupie Azoty Unii Tarnów. Wysokie zwycięstwo stało się udziałem również Energa MKS-u, który w Kaliszu rozprawił się z Piotrcovią. Ciekawiej było na dole tabeli. Sandra Spa Pogoń Szczecin wyrwał punkt w Opolu, który może być niebagatelny w ostatecznym rozrachunku. Grająca w Kwidzyniu mielecka Handball Stal nie poprawiła swojego konta i sytuacja ekipy z Podkarpacia jest już o tyle trudna, że za tydzień może opuścić PGNiG Superligę.

Do Kielc zawitała ekipa z ligowych nizin – Grupa Azoty Unia Tarnów, której średnia wieków zawodników wynosiła 21 lat. Poza ligową tabelą to kolejny powód, by spodziewać się dysproporcji umiejętności.

Od samego początku zanosiło się na wysoką wygraną kielczan. Pierwszą bramkę dla Tarnowa zdobył dopiero w szóstej minucie z rzutu karnego Łukasz Kużdeba. Oddanie drugiego trafienia zajęło gościom kolejne dwie minuty, a wynik wówczas wskazywał 5:2. Ekipa Talanta Dujshebaeva narzuciła zdecydowanie wyższe tempo zdobywania bramek – jak nie Uladzislau Kulesh, to Dylan Nahi, jak nie Nahi, to Branko Vujović i tym oto sposobem po siedemnastu minutach prowadziliśmy 12:4.

Trener Patrik Liljestrand poprosił o czas, ale na niewiele się to zdało – gospodarze byli w swoim rytmie, a sześćdziesięciominutowa przerwa nie była w stanie ich z niego wybić. Do grona zdobywających bramki migiem dołączyli Szymon Sićko i Faruk Yusuf, a następnie Haukur Thrastarson. Gospodarze często nieskutecznie kończyli swoje akcje, co kielczanie wykorzystywali w kontratakach. Obaj bramkarze, Mateusz Kornecki i Andreas Wolff, notowali wysoką skuteczność – Mati 43%, a Andi 50%. Pierwszą połowę zakończyliśmy prowadzeniem 26:9.

Pomimo wysokiej straty tarnowianie nie odpuścili i cały czas ambitnie walczyli o jej zniwelowanie, nie bojąc się odważnych, widowiskowych akcji. Próbowali wrzutek, efektownych rzutów z drugiej linii czy dograń do koła. Czasem im się udawało, ale czasem na drodze stawali im świetnie dysponowani Mateusz Kornecki i Andreas Wolff. W ataku swoje robili Alex Dujshebaev, Dylan Nahi czy Uladzislau Kulesh i to wszystko złożyło się na to, że próg czterdziestu trafień przekroczyliśmy już w czterdziestej piątej minucie meczu – prowadziliśmy 40:15. W ekipie gości widać było przede wszystkim osłabienie na pozycji bramkarza – Patrikowi Liljestrandowi zabrakło Caspra Liljestranda i Patryka Małeckiego – zamiast nich na boisku występowali dwaj juniorzy i choć ambicji im odmówić nie można, to jednak było to za mało na Mistrzów Polski.

Pięćdziesiątą bramkę dla Łomża Vive Kielce zdobył – ku wielkiej uciesze publiczności – Szymon SIćko. Czarek Surgiel dołożył pięćdziesiątą pierwszą, a Branko Vujović o ułamki sekund nie zdążył zmieścić się z jeszcze jedną przed końcową syreną. Spotkanie zakończyło się wynikiem 51:19, czyli najwyższe zwycięstwo kielczan w ligowym meczu w historii (32 bramki)! Do tej pory rekord wynosił 30 trafień – zwycięstwo 44:14 z Czuwajem Przemyśl w 2012 r.

Łomża Vive Kielce – Grupa Azoty Unia Tarnów 51:19 (26:9)

Łomża Vive Kielce: Kornecki, Wolff – Vujović, Sanchez-Migallon, Sićko, A. Dujshebaev, Yusuf, Karacić, Kulesh, Thrastarson, Surgiel, Paczkowski, Domagała, Karalek, Nahi

Grupa Azoty Unia Tarnów: Chłopek, Hołda – Sikora, Wątroba, Wojdan, Sanek, Yoshida, Kowalik, Matsuura, Bushkou, Kużdeba, Pinda, Kaźmierczak, Minotskyi, Zahirović

 

W Kaliszu Energa MKS podejmowała Piotrkovię, której forma ostatnio pozostawia wiele do życzenia.

Z drugiej strony sobotnim wczesnym popołudniem w kaliskiej hali Kalisz Arena spotkały się zespoły sąsiadujące ze sobą w tabeli PGNiG Superligi. Mecz sąsiadów w tabeli miał gwarantować emocje i walkę do ostatnich sekund. Tego pierwszego nie zabrakło, ale od samego początku kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie przejęli gospodarze wygrywając w pewnym stylu. MVP meczu został bramkarz gospodarzy Łukasz Zakreta, a najskuteczniejszymi strzelcami byli Kacper Adamski i Piotr Krępa (po 7 bramek).

Mecz dwóch zespołów aspirujących do 4. miejsca na zakończenie sezonu PGNiG Superligi rozpoczął się od trafienia lewego rozgrywającego gospodarzy Kacpra Adamskiego. Goście odpowiedzieli bramką Marcina Matyjasika, ale wyrównana gra toczyła się przez zaledwie pięć minut. Świetną serię zaliczyli szczypiorniści Energa MKS-u Kalisz zdobywając pięć bramek bez żadnej odpowiedzi rywali, co już w dziewiątej minucie pozwoliło zbudować prowadzenie 8-3. W ataku brylował Adamski, który w tym momencie miał na koncie aż 4 trafienia. Piotrkowianin w końcu zwarł szyki w obronie, ale nie był skuteczny w ataku. Co z tego, że zatrzymali gospodarzy bez zdobytej przez pięć minut, skoro do własnego dorobku doliczyli tylko trafienie Adama Pacześnego. Kaliszanie wykorzystali okazję, przełamali niemoc i jeszcze powiększyli przewagę przed przerwą.

Druga połowa to dalszy ciąg dominacji gospodarzy. Strzelanie skutecznym karnym rozpoczął Mateusz Góralski, a formę strzelecką z pierwszej połowy podtrzymywali Adamski, Krępa i Tomczak. W bramce Piotrkowianina z niezłej strony prezentował się Kacper Ligarzewski, ale koledzy z pola nie byli w stanie regularnie wykorzystywać jego interwencji do odrabiania strat. W końcu przewaga kaliszan przekroczyła 10-bramek, a mecz wydawał się rozstrzygnięty. W ostatnich minutach Energa MKS dobił rywali ostatecznie wygrywając 32:20. Kaliszanie odnieśli trzecie zwycięstwo na własnym parkiecie z rzędu, trzeci raz pokonując również rywali różnicą aż 12-stu bramek. Pewne zwycięstwo sprawia, że zespół prowadzony przez trenera Pawła Nocha wciąż liczy się w walce o czołową czwórkę, Piotrkowianin z kolei przegrał szóste spotkanie z rzędu i w końcówce musi liczyć na punkty.

Energa MKS Kalisz – Piotrcovia Piotrków Trybunalski 32-20 (17-9)

MVP: Łukasz Zakreta

Pojedynek w Opolu pomiędzy Gwardią a broniącą się przed spadkiem Sandra Spa Pogonią Szczecin finiszował dopiero w rzutach karnych.

Wynik spotkania otworzyli przyjezdni, a rzut karny dla Pogoni wykorzystał Łukasz Gierak. W 10. minucie po trafieniu Marka Monczki na tablicy widniał remis 4:4. Po obu stronach widoczna była twarda gra w obronie, co nie ułatwiało zdobywania bramek. W szeregach gości najlepiej w ataku spisywał się Dawid Krysiak, w ekipie z Opola niezawodny w ofensywie był Marek Monczka. Na trzy minuty przed końcem pierwszej partii na prowadzenie wyszli goście. Przed przerwą Gwardziści zdołali jeszcze doprowadzić do stanu po 12.

Zdobywanie bramek w drugiej połowie rozpoczął Mateusz Jankowski. W 33. minucie po efektownej akcji wykończonej przez Patryka Mauera, Gwardia miała trzy oczka zaliczki. Drużynie przyjezdnych przytrafiło się kilka prostych błędów, lecz opolanie nie potrafili tego wykorzystać. Emocje w tym meczu rosły z każdą minutą, a gra na parkiecie zaostrzyła się. Na 10 minut przed końcem rzut karny na bramkę zamienił Patryk Mauer, a podopieczni Rafała Kuptela mieli trzy oczka przewagi. Szczecinianie zdołali wyrównać, a na 6. minut przed końcem wyjść na prowadzenie. Gospodarze pokazali charakter w ostatnich minutach i doprowadzili do serii rzutów karnych, a w tych kluczową interwencją popisał się Adam Malcher. Opolanie wygrali to spotkanie, ale jeden punkt powędrował do Szczecina.

KPR Gwardia Opole – Sandra SPA Pogoń Szczecin 25:25 (12:12) k. 4:3

MVP: Marek Monczka

KPR Gwardia Opole: Ałaj, Malcher, Lellek – Scisłowicz, Klimenko, Sosna, Fabianowicz, Zarzycki, Klimków, Jankowski 5, Solovev, Mauer 4, Morawski, Stefani, Monczka 10, Milewski.

Trener: Rafał Kuptel

Kary: 14 minut

Karne: 3/3

Sandra SPA Pogoń Szczecin: Arsenic, Viunyk, Wiśniewski – Krok 3, Wrzesiński, Kapela, Wąsowski, Zalevskyi, Gierak 5, Krupa 4, Bosy 3, Stracevic 2, Jedziniak 1, Krysiak 5, Polok 2.

Trener: Rafał Biały

Kary: 6 minut

Karne: 9/7

Podopieczni trenera Zbigniewa Markuszewskiego – szczypiorniści MMTS Kwidzyń –  przed własną publicznością  grali z Handball Stal Mielec

Przed rozpoczęciem spotkania chwilą ciszy upamiętniono zmarłego Andrzeja Rajkiewicza, wieloletniego sędziego piłki ręcznej, znanego m.in. z boisk PGNiG Superligi. Sam mecz rozpoczął się natomiast od udanej interwencji Krzysztofa Szczeciny, jednak jako pierwsi gola zdobyli goście. W 2 minucie bramkarza MMTS pokonał bowiem Dzmitry Smolikau, po czym grę zdominowali gospodarze. Czerwono-czarni zdobyli wówczas 3 bramki przy jednym trafieniu Stali (Grzegorz Sobut) i po 6 minutach prowadzili 3:2. Mogło być jeszcze lepiej, ale rzutu karnego nie wykorzystał Nikodem Kutyła.

W 9. minucie ponownie trafił Dzmitry Smolikau, doprowadzając do wyrównania. Co więcej, z czasem kwidzynianie zaczęli popełniać coraz więcej błędów w rozegraniu. Co prawda gola dla gospodarzy zdobył jeszcze Robert Orzechowski, jednak w odpowiedzi dla Stali kolejno trafiali: Rafał Krupa i Paweł Wilk. W efekcie po 12 minutach gry mielczanie wyszli na prowadzenie 5:4, a trener Zbigniew Markuszewski poprosił o czas dla swojego zespołu. Sugestie trenera najwyraźniej pomogły, bo kwidzynianie rozpoczęli grę od zdobycia trzech bramek z rzędu (Kutyła, Kornecki, Jankowski) i prowadzenia 7:5. Podopieczni trenera Rafała Glińskiego poprawili jednak swoją grę i w 17 minucie, po raz kolejny w tym spotkaniu, doprowadzili do wyrównania.

W kolejnych minutach ponownie przeważał jednak MMTS. Kwidzynianie dobrze pracowali w obronie, a w bramce skutecznie interweniował Krzysztof Szczecina. W efekcie MMTS zdobył 5 bramek przy jednym trafieniu mielczan i po 22 minutach gry prowadził 12:8. W końcówce goście próbowali jeszcze odrobić straty, ale udało im się to jedynie połowicznie. Wynik do przerwy ustalił natomiast Alan Guziewicz i kwidzynianie schodzili do szatni z przewagą 3 bramek.

Po wznowieniu meczu gra rozpoczęła się od trafień Grzegorza Sobuta i Rafała Krupy, co pozwoliło Handball Stali na zniwelowanie strat do zaledwie jednej bramki – 14:13. MMTS zareagował jednak błyskawicznie, zdobyciem 4 bramek z rzędu – 18:13. Co więcej w kolejnych minutach czerwono-czarni konsekwentnie powiększali swoją przewagę. W 40 minucie, po rzutach Roberta Orzechowskiego i Michała Pereta, było to już 6 bramek – 21:15. Dziesięć minut później po golach Kacpra Majewskiego i Jakuba Szyszki przewaga wynosiła natomiast 7 bramek – 24:17. Mimo starań obu zespołów różnica ta utrzymała się niemal do końca spotkania. W 60 minucie wynik ustalił jednak Antonio Pribanić, którego gol zmniejszył straty mielczan w tym spotkaniu, ale komplet punków został w Kwidzynie. Po meczu kwidzynianie cieszyli się jednak podwójnie. Zwycięstwo pozwoliło bowiem podopiecznym trenera Zbigniewa Markuszewskiego na awans na IV miejsce w ligowej tabeli.

MMTS Kwidzyn – Handball Stal Mielec 29:23 (14:11)

MMTS: Szczecina – Kornecki 2, Grzenkowicz 1, Orzechowski 4, Krieger 1, Peret 2, Kutyła 4, Majewski 2, Guziewicz 1, Ossowski 4, Nastaj 1, Szyszko 5, Landzwojczak 1, Jankowski 1.

Handball Stal: Procho, Dekarz – Wilk 2, Sobut 3, Nowak, Pribanić 5, Misiejuk, Graczyk 1, Valyntsau, Smolikau 6, Puljizović 1, Osmola, Wojdak 1, Krupa 4.

Źródło: Biuro prasowe PGNiG Superliga

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!