GRZEGORZ GROCHOWSKI fot. Karol Makowski polski-sport.com

Wicelider tabeli pokonany w Warszawie. Fatalnie rozpoczęty mecz spowodował, że Start z stolicy wyjeżdża na tarczy. Wartością Dzików w dzisiejszym meczu była zespołowa gra.

 

Spotkanie zaczęło się zdecydowanie lepiej dla Dzików. Po nie co ponad dwóch minutach gospodarze prowadzili 8:0. Gdy wydawało się, że lublinianie będą starali się wrócić do gry szybko sytuację wyjaśnili zawodnicy stołecznego zespołu. Na półmetku kwarty było 16:3. Dopiero wtedy wynik punktowy Startu drgnął. Ale dalej tracili do beniaminka Orlen Basket Ligi szesnaście oczek. W końcówce za punktowanie w ekipie gości wziął Liam O’Reilly. Po wznowieniu gry w drugiej odsłonie dalej świetnie w ataku poczynał sobie w ekipie Dzików Dominic Green, a z drugiej strony jedynym punktującym był dalej O’Reilly (16 oczek do przerwy). Jednak Grenn (18 pkt w pierwszej połowie) otrzymywał w ataku i obronie wsparcie od partnerów. Swoje dorzucali Nick Mcglynn i Mateusz Bartosz. Dopiero w końcówce kwarty minimalnie wynik swojego zespołu przy stanie 46:24 dla warszawian poprawiali Tomislav Garbić i Barret Benson. Dzięki temu Start schodził tylko z trzynasto punktową stratą do rywali po pierwszej połowie. Mankamentem Dzików w pierwszej połowie były rzuty wolne, które stołeczny zespół trafił tylko trzy na dziesięć prób.

Po zmianie stron lepiej zaczęli grać lublinianie. W trzy minuty zaliczyli serię 2:7 i tracili do rywali już tylko osiem punktów. Gdy jednak swoje trafiali Szlachetka, Czujkowski i Green przewaga momentalnie wróciła do poziomu osiemnastu (61:43). Od tego momentu Start falami zdobywał punkty, ale na wszystko Dziki starały się odpowiadać. Nawet w końcówce kwarty gdy ponownie ożywił się Barret Benson i przewaga warszawian wynosiła tylko trzynaście oczek Start wyglądał słabo. W czwartej odsłonie poza kilkoma akcjami lubelskiego zespołu wszystkie atuty były po stronie gospodarzy. Warszawianie skutecznie kończyli kontrataki, gdy trzeba było trafić trójkę to Isaiah Crawley to robił. Właśnie Crawley tchnął w swój zespół dodatkową energię Przewaga Dzików ponownie wzrastała do ponad dwudziestu oczek. W końcówce Start zmniejszył cześć strat co i tak nie zmazało słabego wrażenia po całym spotkaniu. Fatalnie dla lublinian wyglądała statystyka punktów zdobytych przez rezerwowych, w której było 36:13 dla Dzików.

Dominic Green zdobył dla Dzików 21 punktów, tyle samo co dla Startu Liam O’reilly.

 

DZIKI WARSZAWA – POLSKI CUKIER START LUBLIN  86:71  (28:14, 19:20, 18:16, 21:21)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!