Foto: Fortuna 1 Liga

Lechia Gdańsk może dziś przypieczętować swój awans do PKO BP Ekstraklasy. Żeby tak się stało musiała pokonać u siebie GKS Tychy, a później czekać na wynik meczu katowiczan z rzeszowianami. Pierwsza część zadania nie była trudna do zrealizowania, bo przyjezdni nie postawili wysoko poprzeczki, i szybko dali sobie strzelić gole. 

Tyszanie przyjęli następującą strategię na ten mecz – obrona, obrona i jeszcze raz obrona. Każde przejęcie piłki przez Lechię kończyło się tym samym – osaczeniem piłkarza, i niedopuszczeniem go do strzału. Nawet jeśli się to udało to uderzenie było na tyle niedokładne, że nie przynosiło gola. W 10. minucie zrobiło się sporo zamieszania, po tym jak w polu karnym upadł Bartosz Śpiączka. Gracz GKS Tychy ewidentnie domagał się rzutu karnego, ale Szymon Marciniak nie dostał jednoznacznego komunikatu na słuchawkę z wozu VAR. Zatem nakazał grać dalej. W tak żmudnej obronie tyszanie nie wytrzymali zbyt długo. W 13. minucie urwał im się Kacper Sezonienko i sprytnym strzałem wpakował piłkę do siatki. Cztery minuty później mogło być dwa zero, ale Camilo Mena minimalnie się pomylił. Kacper Sezonienko natomiast padł w polu karnym, ale arbiter znów nie użył gwizdka. Mimo to ciągle pachniało drugim golem dla gdańszczan. Bliscy tego byli w 24. minucie, kiedy Mena posłał piłkę tuż nad poprzeczką bramki GKS-u Tychy. Na kilka minut przed końcem do pierwszego strzału w tym meczu doszli tyszanie, a konkretniej Bieroński. Jego wykończenie pozostawiło wiele do życzenia. W 40. minucie sporo problemów sprawił kozioł po strzale z dystansu Ivana Zhelizko. Ostatecznie jednak Kikolski złapał piłkę. Tuż przed przerwą Lechia podwyższyła prowadzenie. Ivan Zhelizko tym razem był lepszy od golkipera GKS-u Tychy. Jego uderzenie zanim wpadło do siatki to jeszcze odbiło się do słupka, i dopiero przekroczyło linię bramkową.

Druga połowa rozpoczęła się od potencjalnego rzutu karnego dla Lechii Gdańsk. Połap chciał ratować się faulem, ale chyba nie do końca przemyślał, że jego przewinienie na Khlanie wypadnie w polu karnym. Konsekwencją tego miała być jedenastka wykonana przez poszkodowanego. Ostatecznie, po sprawdzeniu całej sytuacji nie doszło do niej. W 56. minucie fatalny błąd popełnił Patryk Mikita, a futbolówkę zebrał Neugebauer. Piłkarz przymierzył tylko obok słupka. Lechiści mogli pluć sobie w brodę, bo w 68. minucie kolejny raz zmarnowali praktycznie stuprocentową okazję. Nedic zgubił piłkę, przechwycił ją w sytuacji sam na sam z bramkarzem Sezonienko, i zamiast strzelać to próbował podać do Mena, który nie był zbytnio na to przygotowany. Biało-Zieloni chwilę później znów mieli perfekcyjną okazję na trzeciego gola, ale Khlan zamotał się przy dryblingu na Kikolskim. W 86. minucie wreszcie doszło do tego co wisiało w powietrzu praktycznie od samego początku drugiej części spotkania. Khlan dostał podanie od Jakuba Sypka i długo nie zastanawiając się wstrzelił piłkę do siatki.

Po 31. kolejkach Fortuna 1 Ligi Lechia Gdańsk zgromadziła sześćdziesiąt dwa punkty, co daje pozycję lidera, a GKS Tychy pięćdziesiąt jeden, co plasuje ich na trzeciej lokacie.

Lechia Gdańsk – GKS Tychy 3:0 (2:0)

13′ 1:0 Kacper Sezonienko

45′ 2:0 Ivan Zhelizko

86′ 3:0 Maksym Khlan

Lechia Gdańsk: Sarnavskiy – Piła (90′ Bugaj), Chindris (90′ Gueho), Olsson, Kałahur – Zhelizko (90′ Biegański), Neugebauer – Kapić, Mena, Khlan – Sezonienko (75′ Sypek).

GKS Tychy: Kikolski – Dijakovic (53′ Machowski), Tecław, Nedić, Budnicki, Połap (62′ Rumin) – Żytek (62′ Ertlthaler), Bieroński (62′ Wojtuszek) – Radecki, Mikita – Śpiączka.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!