We wtorek do gry wkroczyły polskie kolarki torowe. Nikola Sibiak, Urszula Łoś i Marlena Karwacka wystartowały w kwalifikacjach sprintu drużynowego, których wspominać dobrze nie będą. Ich słaby przejazd wpłynął na trudne rywalki w pierwszej rundzie, a później ściganie się tylko o 7-8 miejsce.
Polskie sprinterki w kwalifikacjach chciały osiągnąć jak najlepszy czas, co pozwoliłoby im mierzyć się w pierwszej rundzie z teoretycznie słabszymi przeciwniczkami. Niestety czas przejazdu Polek był (47,284 s) zdecydowanie słabszy od większości rywalek. Właściwie pozwolił tylko i wyłącznie na wyprzedzenie Kanadyjek. To co prawda dało awans, ale spowodowało bardzo trudną pierwszą rundę. Polki bowiem musiały się w zetrzeć z Nowozelandkami, które w eliminacjach były drugie (45,593 s).
Pozostawało jednak wierzyć, że nasze reprezentantki w kluczowym momencie przebudzą się, i nawiążą walkę o wysokie lokaty. Nasze sprinterki ruszały do boju w trzecim biegu, a zatem musiały trochę poczekać. To nie wpłynęło na nie dobrze, i niestety Sibiak, Łoś i Karwacka (47,022 s) mogły szukać pocieszenia w wyścigu o miejsca 7-8 z Kanadyjkami. Podobnie było w Tokio, gdzie również nasze panie ”biły się” o siódmą lokatę. Tak jak i w Japonii biało-czerwone zdołały pokonać rywalki i uplasowały się na siódmej pozycji wyrównując swoje dokonanie z Kraju Kwitnącej Wiśni.