foto: Marek Kostrzewa/Legia.com

Legia Warszawa pokonała w Lublinie  Motor i awansowała do ćwierćfinału Fortuna Pucharu Polski. Nie był to łatwy mecz dla warszawian, którzy o powodzenie konfrontacji z drugoligowcem walczyli do końcowego gwizdka.

Trapiona złą sławą serii porażek i fatalnych występów tej jesieni głównie w PKO Ekstraklasie Legia naturalnie wystąpiła w roli faworyta spotkania z lubelskim Motorem. Drugoligowi przeciwnicy doskonale znają jednak problemy stołecznych piłkarzy, co starali się dziś wykorzystać i sprawić niespodziankę.

Mecz dobrze rozpoczął się dla gospodarzy, którzy bez respektu przystąpili do walki z mistrzem kraju. W 14. minucie doskonale w polu karnym poradził sobie Fidziukiewicz, który po przyjęciu piłki błyskawicznie oddał strzał zaskakując Boruca. Lublinianie po tym golu poczynali sobie nie mniej śmiele, ale po pół godzinie z powodu zadymienia boiska przez kibiców piłkarze musieli zejść do szatni na przedwczesny odpoczynek. Po kilku minutach dokończono brakujący do pierwszej części kwadrans, a próby strzeleckie z dystansu urządził sobie Josue, jednak nic z nich nie wynikło.Do przerwy ukontentowani pozostali lublinianie, prowadząc 1-0.

Po zmianie stron pierwsze kilka minut wyglądało podobnie jak w pierwszej części, ale niebawem o zwiększenie tempa akcji drużyny z ekstraklasy postarał się Luquinhas. Brazylijski gracz najpierw uruchomił Mladenovicia, który zepsuł podanie, a przy następnej akcji wziął sprawy w swoje ręce. W 56. minucie przymierzył z dystansu w okienko, doprowadzając do remisu.

Najciekawszym w tym meczu był środkowy kwadrans drugiej części. Lubelska ekipa otworzyła grę, próbując po raz drugi zaskoczyć przyjezdnych. Najpierw do wrzutki w pole karne próbował dojść Fidziukiewicz, a w 66. minucie techniczne uderzenie Sędzikowskiego w niewielkiej odległości minęło warszawską bramkę. Kilka chwil wcześniej znakomitą szansę miała Legia, ale wybitą przez bramkarza piłkę Ślisz uderzył poza światło bramki.

W 73. minucie rzut rożny egzekwowała Legia, a błąd w bramkarskiej sztuce – wykorzystany przez Włodarczyka – popełnił Madejski i warszawianie objęli prowadzenie. Dwie minuty później ponownie po uderzeniu Włodarczyka piłka znalazła się w bramce gospodarzy, lecz tym razem spalona pozycja  nie poprawiła wyniku Legii.

W doliczonym czasie gry szansę doprowadzenia do dogrywki miał Vitinho, lecz jego strzał nieznacznie minął bramkę.

Wygrana Legii daje szansę kontynuacji poruszania się tej ekipy w kierunku europejskich pucharów jedynym chyba możliwym korytarzem – rozgrywkami Fortuna Pucharu Polski.

Motor Lublin – Legia Warszawa 1:2 (1:0)

Fidziukiewicz 14. – Luquinhas 56., Włodarczyk 73.

Motor Lublin: Madejski – Błyszko, Swędrowski (83. Król), Fidziukiewicz (71. Firlej), Moskwik, Cichocki, Wójcik, Sędzikowski (71. Rak), Kołbon (43. Vitinho), Kusiński, Ceglarz (83. Ryczkowski).

Legia Warszawa: Boruc – Hołownia (46. Mladenović), Josue, Luquinhas (90+4. Kisiel), Martins (46. Emreli), Nawrocki, Pekhart (64. Włodarczyk), Ribeiro, Skibicki (89. Nawotka), Slisz, Wieteska.

A oto wypowiedzi pomeczowe z obozu zwycięzców:

Trener Marek Gołębiewski:

– Za nami trudne spotkanie. Puchar rządzi się swoimi prawami i wiedzieliśmy, jakie warunki postawi nam Motor Lublin. W drugiej połowie, po wejściu Filipa Mladenovicia i Mahira Emrelego nasza dominacja nie ulegała dyskusji. Strzeliliśmy dwa gole, trzecia bramka nie została uznana z powodu spalonego. Chcę, abyśmy dążyli w tym kierunku. Życzę Motorowi jak najlepiej, ponieważ prowadzi go mój kolega z kursu, Marek Saganowski. Mam nadzieję, że jego drużyna będzie walczyła o awans.

– Planowałem wcześniej dać szansę Szymonowi Włodarczykowi. W ostatnim meczu z Jagiellonią chciałem wpuścić go na boisko, ale sytuacja temu nie sprzyjała. Dziś dobrze się zaprezentował i jego pewność siebie na pewno wzrośnie. 

– Uczulałem zawodników w przerwie, że naszą szansą są strzały zza pola karnego, ponieważ rywale stali bardzo kompaktowo w defensywie. Próbowali Josue i Luquinhas. Brazylijczyk strzelił prawdopodobnie gola rundy. Zdobyliśmy też bramkę po stałym fragmencie gry. Zmierza to w dobrym kierunku. 

– Motor poczynił duży progres względem poprzedniego sezonu. Grałem tu ze Skrą Częstochowa, zespół spisuje się teraz lepiej. Myślę też, że trener Marek Saganowski dobrze przepracuje kolejny okres przygotowawczy oraz okienko transferowe. Życzę mu jak najlepiej.

Szymon Włodarczyk:

– To było niesamowite przeżycie. Czułem się gotowy i wiedziałem, że mogę pomóc drużynie. To dla nas bardzo ważne zwycięstwo. Udało się wygrać na ciężkim terenie, a ja cały czas nie mogę uwierzyć, że zdobyłem bramkę. 

– Po prostu będę dawał z siebie sto procent. Swoją szansę wykorzystam najlepiej jak potrafię. Zawsze będę grał przede wszystkim dla drużyny, bo gole są tylko dodatkiem i efektem ciężkiej pracy. 

– Po meczu podziękowałem trenerowi Saganowskiego. Trener śmiał się i pytał, dlaczego akurat dzisiaj musiałem strzelić gola. Ten szkoleniowiec bardzo mi pomógł w mojej karierze. Życzę mu powodzenia w dalszej pracy w barwach Motoru.

– Mój tata na pewno cieszy się tak bardzo jak ja. Najpierw jednak pójdę do szatni i posłucham trenera Gołębiewskiego, a następnie będę cieszył się ze zdobytej bramki razem z tatą. 

– Uważam, że te zwycięstwa bardzo nam pomogły. Zaczynamy wchodzić na dobre tory. Trzeba tam potwierdzić dobrą dyspozycję i po prostu wygrać. 

Tomasz Nawotka:

 

– Trochę lat minęło, ale cieszę się, że ten moment w końcu przyszedł. Wydaje mi się, że wszedłem na boisko pewny siebie. Wykonałem kilka dobrych zagrań, poczułem pewność. Przychodząc do tego klubu marzyłem o debiucie. Cieszę się, że to się w końcu spełniło.

– Dołączyłem do Legii gdy miałem 17 lat, z trzecioligowego Sokołu Ostróda. Po tylu latach udało się zadebiutować, ale mam nadzieję, że to nie jest koniec.

– Wydaje mi się, że gdy ktoś sumiennie podchodzi do swoich obowiązków i dobrze wywiązuje się ze swojej roboty, to tacy trenerzy jak Marek Gołębiewski szybko to doceniają. Ciesze się, że udało mi się zadebiutować pod jego wodzą. Mam same powody do radości. Zwyciężyliśmy i awansowaliśmy do kolejnej rundy.

– Słabo weszliśmy w mecz i szybko straciliśmy bramkę. Przerwa spowodowana odpaleniem rac i przerwa po pierwszej połowie, wstrząsnęły szatnią. Uwierzyliśmy, że możemy odwrócić losy spotkania. Przyjechaliśmy tutaj wygrać i żaden inny scenariusz nie wchodził pod uwagę. Mentalnie wygraliśmy drugi mecz z rzędu i to chyba jest największe, bo wcześniej właśnie tu wskazałbym nasz problem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!