foto: skra.pl

Kibice w Bełchatowie liczyli na przełamanie PGE Skry w ostatnim akcencie 25. serii PlusLigi. Więcej argumentów siatkarskich na finiszu zadysponował jednak GKS Katowice, wygrywając po tie-breaku.

Poniedziałkowy mecz z GKS-em Katowice bełchatowianie zaczęli w takim samym składzie, jak wygrane 3:0 spotkanie z VK ČEZ Karlovarsko w ćwierćfinale Pucharu CEV. Z kolei na parkiecie w zespole z Katowic pojawił się wypożyczony do GKS-u środkowy Sebastian Adamczyk.

Początkowe fragmenty pierwszego seta to walka punkt za punkt – GKS odskoczył na 7:5 po bloku Marcina Kani na Mateuszu Bieńku na środku, ale po chwili Filippo Lanza najpierw skończył atak, później zagrał asa, a następnie bełchatowianie zapunktowali blokiem i było 8:7 dla PGE Skry. Goście jednak nie zwalniali ręki i stawiali drużynie Andrei Gardiniego zacięty opór, przez co nie była ona w stanie odskoczyć rywalom na więcej niż dwa punkty (10:8, 15:13). Taka przewaga utrzymywała się przez kilka kolejnych minut, ale po ataku Atanasijevicia w aut zrobiło się po 19. Za moment kontrę wykorzystał Jakub Szymański i było 21:19 dla GKS-u, który w następnych akcjach powiększył swoją przewagę i miał nawet piłki setowe (24:21). Przy zagrywce Filippo Lanzy gospodarze doprowadzili do remisu po 24 i końcówka grana była na przewagi. Ostatecznie pierwszą partię 27:25 wygrali goście, a zakończył ją asem serwisowym Damian Domagała.

W drugim secie to katowiczanie przy zagrywce Domagały wyszli na prowadzenie 4:1. Jego serię przerwał dopiero Karol Kłos skutecznym blokiem i PGE Skra wzięła się za odrabianie strat. Udało się to dość szybko, bo po autowym ataku Domagały było po 6, a za chwilę kontrę wykorzystał Atanasijević i zrobiło się 8:7 dla gospodarzy. Za moment żółto-czarni po spektakularnej obronie Lanzy skończyli kolejną kontrę, ale GKS również odpowiadał skutecznymi atakami, cały czas wywierał na bełchatowianach presję na zagrywce i wyszedł na dwupunktowe prowadzenie. Gdy przewaga gości wzrosła do trzech punktów (19:16), o czas poprosił Andrea Gardini. Po przerwie przy zagrywce Mateusza Bieńka straty udało się częściowo odrobić (20:19) i grę przerwał trener Grzegorz Słaby. Za chwilę GKS znów miał jednak trzy punkty przewagi (22:19) – i kiedy wydawało się, że set padnie łupem rywali, w polu serwisowym pojawił się Wiktor Musiał, który zarówno zagrywką, jak i atakiem doprowadził do remisu po 22. W granej na końcówki przewadze najpierw piłkę w aut posłał Szymański, a później kontrę wykorzystał Lanza i drugą partię – 26:24 – wygrali gospodarze.

W trzecim secie na boisku w zespole Andrei Gardiniego pozostał Wiktor Musiał, a gra znów toczyła się punkt za punkt. Ataki w drużynie GKS-u kończył Domagała, Georgi Seganov starał się uruchamiać grę środkiem, ale tym samym odpowiadał Grzegorz Łomacz. Katowiczanie mieli na początku tej partii dwupunktowe prowadzenie, ale PGE Skra szybko je zniwelowała, a po chwili, przy zagrywce Bieńka, było już 10:9 dla gospodarzy. Czas wzięty przez trenera Słabego pomógł tylko częściowo, bo choć Bieniek zszedł z pola serwisowego, to pojawił się w nim Wiktor Musiał i przewaga żółto-czarnych wzrosła do trzech punktów (13:10). Katowiczanie nie składali jednak broni – doprowadzili do remisu po 16 i walka zaczęła się na nowo. W końcówce to goście wyszli na prowadzenie 22:20, za chwilę zablokowany został Musiał i przy stanie 23:20 czas wziął trener Gardini. Nie przyniosło to jednak oczekiwanych efektów, bo Gonzalo Quiroga nie zszedł już z pola zagrywki, a seta 25:20 wygrali goście.

W czwartej partii to PGE Skra od początku prowadziła – było 5:2, 9:5, ale GKS Katowice ambitnie walczył o odrobienie strat. Goście doprowadzili do remisu po 12 i ponownie toczyła się zacięta walka punkt za punkt. Przy zagrywce Damiana Domagały niewielką przewagę mieli rywale (18:17) i o czas poprosił Andrea Gardini. Następną akcję znów wygrali goście i było 19:17. PGE Skra starała się odrobić straty, ale bardzo skuteczny w ataku był Jakub Szymański – wydawało się, że z każdą kolejną akcją bliżej wygranej w całym meczu są goście. Zmieniło się to przy zagrywce Karola Kłosa, kiedy żółto-czarni doprowadzili do remisu po 21, a później wyszli na prowadzenie 22:21 i 23:21. Katowiczanie szybko zniwelowali jednak te straty i czas wziął trener Gardini. Końcówka ponownie grana była na przewagi – w niej więcej zimnej krwi zachowali gospodarze. Ostatnią akcję skończył Vasina – set zakończył się wynikiem 29:27 dla PGE Skry i losach meczu miał zdecydować tie-break.

A w nim było początkowo sporo zepsutych zagrywek, ale i długich akcji z efektownymi obronami. Po błędzie przejścia linii środkowej GKS prowadził 5:3, za chwilę atak popsuł Atanasijević i przewaga katowiczan wynosiła trzy punkty. Zmiana stron miała miejsce przy wyniku 8:4 dla gości. Okazał się to wystarczający dystans do zwycięstwa w całym meczu – goście wygrali piątą partię 15:11, a spotkanie 3:2.

PGE Skra Bełchatów – GKS Katowice 2:3 (25:27, 26:24, 20:25, 29:27, 11:15)

MVP: Damian Domagała

PGE Skra: Karol Kłos, Dick Kooy, Aleksandar Atanasijević, Grzegorz Łomacz, Mateusz Bieniek, Filippo Lanza i Jędrzej Gruszczyński (l) oraz Bartłomiej Janus, Lukas Vasina, Wiktor Musiał.
GKS: Jakub Szymański, Marcin Kania, Damian Domagała, Sebastian Adamczyk, Georgi Seganov, Gonzalo Quiroga i Bartosz Mariański (l) oraz Wiktor Mielczarek, Jakub Nowosielski.

Źródło: skra.pl

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!