Fot. maisfutebol.iol.pt

Jesteśmy świeżo po zgrupowaniu reprezentacji Polski, która rozpoczęła eliminacyjną drogę do mundialu w Katarze. Na ławce trenerskiej zadebiutował Paulo Sousa, który od razu został rzucony na głęboką wodę i nie miał czasu na eksperymenty w meczach towarzyskich. Na sam początek trudne wyzwanie w postaci dwóch wyjazdów do najgroźniejszych grupowych rywali. Jak wypadła drużyna Sousy? Portugalczyk pracuje zbyt krótko, aby wyciągać daleko idące wnioski, ale pewne sprawy są widoczne już w tym momencie.

Zmiana ustawienia

Pierwszą zmianę mogliśmy zaobserwować w ustawieniu biało-czerwonych. Tutaj trzeba wspomnieć o tym, że każdą z trzech potyczek zaczynaliśmy w innej formacji. W meczu z Węgrami było to 3-4-1-2, z Anglią 5-3-2, a z Andorą klasyczne 4-4-2. Ostatniego meczu nie zamierzam brać pod uwagę w swoich rozważaniach, ze względu na klasę rywala. Oczywiście można byłoby wnikliwie przeanalizować tę rywalizację, ale jaki sens ma skupianie się na grze z drużyną, która w rankingu FIFA zajmuje odległe 151. miejsce? To tak, jak dać szóstoklasiście do rozwiązania zadanie z pierwszej klasy szkoły podstawowej, a następnie chwalić go za prawidłową odpowiedź. Moim zdaniem to spotkanie z kategorii: wyjść, wygrać, zapomnieć. Wracając do pozostałych dwóch sprawdzianów – Sousa nie ograniczał się do jednej formacji i potrafił wykazać się elastycznością, korygując ustawienie w trakcie meczu. Może się jednak wydawać, że Portugalczyk będzie głównie próbował gry z trzema środkowymi obrońcami i dwoma wahadłami. Na tak istotną zmianę potrzebny jest czas, którego szkoleniowiec ma, jak na lekarstwo.

Wysoki pressing

Analizując dotychczasowe mecze Sousy, z łatwością można dostrzec próby założenia wysokiego pressingu. Co ważne nie były to tylko próby dla samych prób, a istotny element naszej gry, przynoszący wymierny efekt. Przy drugiej bramce w Budapeszcie ładną asystą popisał się Zieliński. Jednak, aby piłkarz Napoli mógł obsłużyć Jóźwiaka, wcześniej piłkę na połowie rywala odzyskać musiał Arkadiusz Reca. Skuteczny pressing na tyle zaskoczył Węgrów, że w ciągu minuty dwukrotnie musieli zaczynać od środka boiska. Innym znakomitym przykładem, jest odbiór Modera przeciwko Anglikom. Atak na środkowego obrońcę był o tyle imponujący, że miał miejsce na skraju pola karnego. Oczywistym jest, że Stones popełnił olbrzymi błąd, lecz gdyby nie odważne wyjście Polaków, to Pope najprawdopodobniej mógłby cieszyć się z czystego konta. Należy mieć nadzieję, że podobne próby pressingu zobaczymy również w kolejnych starciach.

Najwięksi wygrani

Jeżeli ktoś zapytałby mnie o największego wygranego tego zgrupowania, bez wahania wskazałbym na Kamila Jóźwiaka. W meczu z Węgrami wszedł na murawę dopiero w 59. minucie, a chwilę później miał już kluczowe podanie przy bramce Piątka oraz wyrównującego gola. Idealna definicja „wejścia smoka”. A jak było z Anglią? Na pewno nie aż tak efektownie, ale też zdecydowanie na plus. Potrafił trochę rozruszać grę Polaków i dać impuls drużynie. Trudno nie odnieść wrażenia, że nasza gra wyglądała najlepiej, kiedy na pozycji skrajnie prawego środkowego obrońcy występował Bereszyński, a przy prawej linii boiska biegał Jóźwiak. Innym graczem, który może ostatnie mecze zapisać do udanych, jest Grzegorz Krychowiak. Piłkarz Lokomotiwu Moskwa przypomniał o sobie kibicom i zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Nieźle wyglądał w pojedynkach fizycznych, starał się być blisko przeciwnika oraz brał czynny udział w rozgrywaniu akcji ofensywnych biało-czerwonych. Oby nie był to tylko jednorazowy wybryk, a powrót do wysokiej dyspozycji na dłużej, po zdecydowanie gorszym okresie reprezentacyjnym. Krychowiak znów może stanowić o sile naszego środka pola i być niezbędną częścią układanki Paulo Sousy.

Średnie pierwsze wrażenie

Trzeba podkreślić, że zdobycz punktowa w tych trzech spotkaniach wygląda, łagodnie mówiąc, przeciętnie. Cztery punkty w trzech meczach, w tym zwycięstwo ze słabiutką Andorą. Jest się do czego przyczepić. Jeżeli jednak spojrzymy szerzej, to już po tak krótkim czasie, widoczne są pozytywne zmiany w stylu gry naszej reprezentacji. Z Węgrami staraliśmy się narzucić swój styl gry, czego pochodną były dość łatwo tracone bramki. Mozolne budowanie akcji oraz wysoko ustawiona obrona – bardzo rzadko w ostatnich latach widzieliśmy naszą kadrę grająca w taki sposób. Miałem już dość psucia sobie oczu od beznadziejnie wyglądającej drużyny Brzęczka. W meczach z rywalami o podobnym poziomie, chciałbym zobaczyć reprezentację ofensywną, której nie będzie przeszkadzać piłka przy nodze. Oczywiście taka zmiana wymaga czasu i nie ulega wątpliwości, że musimy popełnić pewne, czasem nawet frustrujące błędy, aby nauczyć się skutecznie grać, nie mając w swoim arsenale jedynie kontrataków. Pozostaje nadzieja, że Sousa zdąży poukładać grę naszej kadry do czerwca, kiedy to rozpoczniemy walkę na mistrzostwach Europy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!