foto: piast-gliwice.eu

Znani – zapomniani to cykl wywiadów z piłkarzami, którzy jeszcze kilka lat temu byli bardzo znani w środowisku piłki nożnej, natomiast po zakończeniu kariery słuch o nich zaginął. Pierwszym bohaterem wywiadu jest Jarosław Kaszowski, ikona i legenda Piasta Gliwice.

 

Jarosław Kaszowski urodził się w Gliwicach 24 maja 1978 roku. Jako piłkarz wystąpił ponad 300 razy w koszulce Piasta Gliwice, grał też między innymi w futsalowej drużynie Clearex Chorzów. Dlaczego został legendą Piasta? Do jakich klubów mógł trafić? Czy udało mu się zagrać w reprezentacji Polski? O tym wszystkim dowiedzą się Państwo z wywiadu, który nasz bohater udzielił specjalnie serwisowi Polski-sport.com.

Proponuję puścić w tle utwór Bohemian Rhapsody zespołu Queen i przeczytać całą rozmowę razem z ciekawostkami. Nikt nie pożałuje!

 

Przeszłość

Jarku, opowiedz mi jakie były Twoje początki gry: pierwsze treningi pierwsze kluby, gdzie grałeś, jak ci to wychodziło?

Pierwsze dziesięć lat mieszkałem z rodzicami w gliwickiej dzielnicy Sośnica, tam były moje początki, próbowałem grać w GZKS Sośnica, natomiast w wieku 10 lat przeprowadziłem się bliżej centrum Gliwic, na Zatorze, skąd jest bliziutko na stadion Piasta – tu później zacząłem przychodzić na treningi, ale po kolei:

Po przeprowadzce to był ten moment, kiedy zacząłem grać w piłkę nożną pięcioosobową. Później została założona Gliwicka Liga Mini Piłki Nożnej pięcioosobowej założonej przez Ś. P. Jurka Wojewódzkiego w Gliwicach. Tak zaczęliśmy grać z kolegami, graliśmy na początku w niższej lidze, no i tak pieliśmy się w górę aż doszliśmy do I ligi. Ja w międzyczasie nie trenowałem w innym klubie, chociaż próbowałem swoich sił w Piaście Gliwice i w Górniku Zabrze. Ci drudzy byli nawet mną zainteresowani, ale postawili warunek, że po skończeniu szkoły podstawowej musiałbym iść do nich do szkoły średniej, czyli do klasy sportowej, na co nie zgodziła się moja mama. I powiem szczerze, do dzisiaj jestem jej za to wdzięczny, bo wtedy, jako młodzian, nie widziałem świata poza piłką nożną. Mama postawiła jednak bardzo mocne veto, powiedziała „idź do liceum a trenować możesz zawsze po południu”. Tak też zrobiłem.

Miałem też swój epizod w A klasie pod Opolem, z kolegami jeździliśmy do Prószkowa, jako 16-17 latek grałem tam wśród seniorów. To było moje pierwsze doświadczenie, cieszyliśmy się z dwóch powodów: po pierwsze było to takie mocne przetarcie, a po drugie dostawaliśmy za to już fajne pieniądze. Trenowaliśmy w Gliwicach ale jeździliśmy do Prószkowa.
W wieku 18 lat dostrzegł mnie Zygmunt Kajda, który był trenerem najstarszej grupy juniorów Piasta i zaproponował bym przyszedł do Piasta bo była szansa na fajną drużynę (Piast Gliwice wówczas nie miał sekcji seniorskiej, przyp. aut.). Przyszedłem do Piasta, stworzyliśmy w Gliwicach bardzo ciekawą ekipę, graliśmy wtedy w wojewódzkiej lidze juniorów, a była to najwyższa liga. Wyniki były budujące, a zaraz po tym gdy my skończyliśmy rok juniora, utworzyła się pierwsza drużyna Piasta w roku 1997. Przestałem wówczas jeździć też do Prószkowa z dwóch powodów: po pierwsze w Piaście mówiło się konkretnie o drużynie seniorów, a po drugie chciałem być dłużej w domu – gdy rozgrywałem mecz w Prószkowie to właściwie nie było mnie cały dzień w Gliwicach, poza tym zbliżała się moja matura i chciałem być na miejscu, a to nie były czasy gdy z Gliwic do Prószkowa jechało się godzinę czasu.

Pamiętam rozmowę z Kazimierzem Gontarewiczem, pytał każdego z nas o plany. Wielu było takich, którzy szli do IV czy do III ligi. Ja też takie propozycje miałem, ale powiedziałem, że mi tu pasuje od B klasy. Wtedy występowałem też w lidze halowej gdzie powoli zaczynałem odnosić sukcesy. Grałem między innymi w Telesport Katowice, potem w Jango Gliwice aż w końcu znalazłem swoje miejsce w Clearexie Chorzów. Łączyłem wówczas grę na boisku i na hali. Wyszło mi to też na dobre, bo, powiem szczerze, z niektórymi kolegami mijaliśmy się gdy Piast piął się w górę tabeli, a koledzy zostawali w tych samych klubach. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że podjąłem dobrą decyzję, i tak łączyłem grę na dużym boisku z grą na hali, gdzie odnosiłem sukcesy, z których do dzisiaj się cieszę.

 

Byłeś też powołany do reprezentacji Polski?
Tak, to prawda, mogę się pochwalić że grałem w 29 spotkaniach w reprezentacji Polski w futsalu. Pomimo tych sukcesów cały czas się zastanawiałem „co wybrać?”, nie mogłem się zdecydować. Prawda jest jednak taka, że dzięki futsalowi zwiedziłem kawał świata i poznałem kilku fantastycznych ludzi.

 

Wracając do gry na dużym boisku…
Łączyłem grę do momentu, gdy Piast grał w III lidze. Zdarzały się dni, gdy Piast grał o 14:00, mecz kończył się przed 16:00 a ja na 18:00 jechałem do Chorzowa rozgrywać mecz na hali. Teraz jak sobie o tym pomyślę, to byłem trochę wariatem, ale wtedy dawałem radę i dawało mi to dużo radości. Gdy Piast wszedł do III ligi, musiałem w końcu coś wybrać. Poszedłem wówczas do prezesa Clearexu, pana Zdzisława Wolnego i powiedziałem, że chciałbym spróbować gry na dużym boisku. Zrozumiał moją decyzję, ale zostawił mi otwartą furtkę do powrotu, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny.

Z Piastem awansowałem też do II ligi (dzisiejszej I, przyp. red) i w 2008 roku udało się nam awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej po zwycięstwie w Warszawie z miejscową Polonią 1:0. Po meczu rozpętało się małe zamieszanie, ze względów regulaminowych mówiło się o jakimś barażu, potem znowu przyszła informacja z PZPNu, że awansowaliśmy, nie pamiętam o co konkretnie wtedy chodziło. Najważniejsze jednak dla mnie było to, że myśmy ten awans wywalczyli dokładnie w moje 30. urodziny, do końca życia mi się będzie to kojarzyło: 24 maja 2008 roku to jest data kiedy Piast wywalczył awans do Ekstraklasy. Sam fakt wywalczenia awansu był niesamowity, ale proszę sobie wyobrazić: zaczyna się grać w klubie z B klasy, pnie się sezon po sezonie wyżej, a dokładnie w dniu urodzin udaje się awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej. Fantastyczna sprawa.

Myśmy też organizacyjnie wyprzedzili trochę klub. Trzeba sobie szczerze przyznać, że pod tym kątem Piast nie zasługiwał na Ekstraklasę. Taki zwykły stadionik, który wyglądał bardziej jak stadion treningowy. Pokazywało nam to w którym miejscu tak naprawdę jesteśmy. Dzisiaj wszędzie są piękne stadiony, ale wtedy wyglądało to zupełnie inaczej. Prowizoryczne zadaszenie na Okrzei, żeby tylko otrzymać licencję, pierwsze pół roku grane na stadionie w Wodzisławiu Śląskim, drugie półrocze rozgrywane już w Gliwicach.

Pamiętam, że wówczas pierwszy mecz graliśmy w kwietniu na Okrzei z Górnikiem Zabrze, wygraliśmy wtedy 1:0, piękna bramka Mariusza Muszalika. A Górnik wtedy to była drużyna naszpikowana gwiazdami z trenerem Henrykiem Kasperczakiem, zaraz po „wejściu” do Górnika potężnego sponsora. Zabrzanie mieli się przecież wtedy bić o najwyższe cele, a dodatkowo w zimie odchodzi od nas do Górnika filar naszej obrony, Adam Banaś. Pomimo tych przeciwności pokazaliśmy wówczas, że potrafimy dobrze grać w piłkę. Ten pierwszy sezon w sumie był dobry w naszym wykonaniu, trzeba przyznać że graliśmy dobrze w obronie. Były mecze lepsze, były mecze gorsze, ale dawaliśmy radę. Niemniej jednak ten Piast musiał dojrzeć do gry w Ekstraklasie, i teraz to widać.

Dzisiaj Piast jest inaczej odbierany przez wszystkich. W 2008 roku był odbierany zupełnie inaczej, jako drużyna trochę słabsza z byle jakim, kameralnym stadionikiem z trybuną zadaszoną ze śmiesznej plandeki. Loża VIP wyglądała tak, że oficjele siedzieli wśród kibiców, a jedyne co to byli ogrodzeni zwykłą taśmą, że tam nie można było wchodzić. Ktoś musiał wykonać ten pierwszy krok, myśmy go wykonali i dzięki temu jest tak jak tu i teraz.

Nie można zapominać też o wsparciu Prezydenta Gliwic pana Zygmunta Frankiewicza. Rzadko się pojawiał na stadionie, ale gdy tylko mógł to można go było zobaczyć na trybunach. Zobaczył też, że trzeba temu klubowi trochę pomóc i udało się wybudować nowy stadion a pamiętajmy, że stadion przy Okrzei 20 był pierwszym nowym stadionem na Śląsku.

 

Ale jednak miałeś możliwość gry w Górniku Zabrze. Czy była taka opcja, że nie byłbyś Legendą Piasta ale filarem Górnika?
No kto wie, wtedy trenerem Górnika był Zygmunt Kajda, on mnie chciał tam wziąć do siebie, namawiał mnie na to, ale zostałem w Gliwicach. Życiem rządzi przypadek, w tej sytuacji zdecydowałem się uczyć dalej w szkole w Gliwicach i dzięki temu zostałem w Piaście.

 

Grałeś swego czasu zarówno na małym jak i na dużym boisku. Czy miałeś przeciwko sobie jakiegoś przeciwnika, który z perspektywy czasu okazał się kimś wybitnym? Albo może miałeś kogoś takiego w swojej drużynie?
Graliśmy w II lidze ze Zniczem Pruszków, wtedy do Gliwic przyjechał dobrze dzisiaj znany Robert Lewandowski. Strzelił nam bramkę, Znicz wówczas wygrał 1:0 i powiem szczerze, że już w szatni wtedy zwróciliśmy na niego uwagę. Potrafił w trakcie meczu kilka – kilkanaście razy przyjąć piłkę kierunkowo, nie przyjmował piłki w miejscu. Sprawiało nam to dużo trudności, obrońca nigdy nie wiedział co on wtedy wymyśli. Widać było już wtedy, że ma dobry zmysł.

Jeżeli chodzi o piłkarzy z którymi grałem w jednym zespole to na sto procent Ś.P. Henryk Bałuszyński, były reprezentant Polski, człowiek który dużo grał w Bundeslidze, przyjechał do nas i w szatni był fantastyczny, pomocny, zawsze uśmiechnięty. Cieszy mnie że mogłem grać z Kamilem Glikiem, z Kamilem Wilczkiem – widziałem ich jak wchodzą do zespołu a dzisiaj są filarami swoich klubów. Grał także u nas Rysiu Staniek który grał na olimpiadzie (na IO w Barcelonie, Polska zdobyła srebrny medal, przyp. aut.). Było to niesamowite przeżycie, że człowiek ogląda mecze na koloniach, a potem się okazuje że z jednym z piłkarzy jest w jednej szatni. Byli też Adam Kompała czy Stanisław Wróbel.

 

Na jednym ze spotkań kibice Piasta wywiesili transparent „Od B-klasy do Ekstraklasy z Piastem podążałeś i dla nas żywą Legendą się stałeś”…
Tak, było to w pierwszym meczu w Ekstraklasie. Graliśmy wtedy w Wodzisławiu Śląskim z Cracovią, wygraliśmy 2:0, pierwszą bramkę strzelił Krzysztof Kukulski, drugą bramkę zdobył Paweł Gamla po rzucie karnym za faul na mnie.
Pamiętam do dzisiaj ten transparent, była też taka koszulka. Spełniło się wtedy moje marzenie. Nawet w sumie nie marzenie, bo gdy zaczynałem grać w Piaście to nawet nie marzyłem że awansuję z tym klubem do Ekstraklasy. Myślałem sobie: III liga, no II to już będzie coś. Sam awans do ekstraklasy to była jednak inna bajka, pamiętam że przyjechała wówczas telewizja Orange Sport do Gliwic i zrobiła „Dzień z Kaszą” gdzie ich oprowadzałem po Gliwicach – było to bardzo miłe, ale dzisiaj pewnie byłoby to jeszcze bardziej medialne.

Teraźniejszość

Jaka była Twoja pierwsza myśl po przebudzeniu się gdy oficjalnie zakończyłeś karierę? Przebiegło Ci przez głowę „kurcze, to już koniec”?
Czegoś takiego w sumie nie miałem. Wymyśliłem sobie kilkanaście lat temu, że założę sobie akademię piłkarską, bo zobaczyłem, że jest bardzo duża luka jeżeli chodzi o szkolenie dzieci i młodzieży i chciałem ją zapełnić. W tym roku, tak się złożyło, moja akademia obchodzi 10 urodziny. Założyłem ją jak jeszcze grałem w piłkę, bo po przygodzie w Piaście grałem jeszcze przez pół roku w Ruchu Radzionków.

Chciałem się na tym skupić, żona jest właścicielem cukierni w Gliwicach, cieszę się że to wszystko idzie w dobrym kierunku. Zdawałem sobie sprawę, że kiedyś musi nastąpić taki moment, ale chciałem to przejść bezboleśnie, bez zastanawiania się „co teraz w życiu robić?”. Zająłem się więc swoją akademią i cieszę się z tego, bo w tej chwili trenuje u mnie kilkaset dzieciaków z Gliwic i okolic, jesteśmy też na końcowym etapie budowy nowoczesnego obiektu razem z Markiem Ślibodą, prezesem pewnej firmy. Za miesiąc będzie już gotowe wszystko na tip top i chciałbym być osobą, która zmieni myślenie i nastawienie na szkolenie dzieci i młodzieży w Gliwicach, mi to bardzo odpowiada. Ja się w tym spełniam, chciałbym się w tym dalej rozwijać, a przede wszystkim chciałbym rozwijać tą akademię.

Szkolimy również trenerów, ich też bardzo chciałbym rozwijać. Widzę, że to wszystko idzie w dobrym kierunku i jestem z tego dumny. Najważniejsze dla mnie jest to, żebyśmy też dali ogromne możliwości trenerom – pokazać im ścieżkę rozwoju, zwrócić uwagę na niektóre aspekty i na co sami muszą zwracać uwagę a wtedy wyniki same przyjdą. Na dzień dzisiejszy cieszę się z tego w którym miejscu jestem bo doszedłem do tego swoją ciężką pracą, zaangażowaniem. Nie było tak, że nazwisko Kaszowski otwierało wszystkie drzwi, wręcz przeciwnie – trzeba się było podwójnie się starać, bo było się „na świeczniku”. Cieszę się bo to się udało.

 

Pytanie o Twoje doświadczenie: jak uważasz, jaki jest główny problem piłkarza po zakończeniu kariery? Powiedz mi też, czy miałbyś jakieś rady dla piłkarzy aktualnie grających w piłkę?

Trzeba pamiętać o jednym: życie piłkarza nie trwa wiecznie, nie zawsze też ma się dużo szczęścia i zdrowie w całej karierze. Nie mamy jeszcze czegoś takiego w Polsce żeby związek piłkarzy odkładał jakąś część zarobków piłkarza „na później”, tak jest wydaje mi się w Belgii, gdzie chyba 10 procent zarobków piłkarza jest odkładane na specjalne konto i wypłacone piłkarzom po zakończeniu przez nich kariery i które pomagają na rozpoczęcie jakiegoś życia po piłce nożnej. Trzeba sobie zdać sprawę, że dzisiaj wielu młodych piłkarzy myśli, że wszystko przychodzi im z łatwością. Ja też miałem kilku takich znajomych, którym z łatwością szło wydawanie pieniędzy w automatach. Widziałem na własne oczy jak trwonią pieniądze, jest to niestety wśród wielu piłkarzy. Jest też część piłkarzy, który myślą już zupełnie inaczej, bardziej racjonalnie, zaczynają te pieniądze inwestować lub odkładać. Jeżeli ktoś myśli, że zarabia 20 tysięcy złotych miesięcznie, ma kontrakt podpisany na trzy lata i na dzień dobry kupił sobie nowy samochód, super ubrania, zegarki i tym podobne rzeczy, bo chce pokazać że on już jest bogaty, to to już jest kiepskie. Na to wszystko jest czas. Ja cenię sobie takich piłkarzy, którzy nie pokazują na zewnątrz swojego statusu majątkowego, którzy żyją tak samo jak wcześniej, zanim zaczęli zarabiać wielkie pieniądze.

Pamiętajmy o jeszcze jednym: piłkarze czasami się nudzą. Pamiętam jak to było gdy treningi miało się o 10, o 12 się trening kończyło i się pojawiały myśli „a co tu teraz robić?”. Czasem są tacy piłkarze, którzy jadą do rodziny, a są tacy którzy „idą w miasto” i siedzą całymi dniami poza domem. Jeżeli ktoś sobie tego dobrze nie poukłada w głowie to różnie to potem wygląda.
Klub nie może teraz powiedzieć: „słuchaj, masz kontrakt na tyle i tyle ale my wypłacimy ci teraz połowę, a drugą połowę dostaniesz po zakończeniu kariery, żebyś nam teraz nie zwariował”. Z punktu widzenia piłkarza byłoby to bardzo rozsądne rozwiązanie.
Chciałbym też, by ci nasi piłkarze nie dostawali na dzień dobry takich ogromnych pieniędzy tylko żeby stopniowo mieli to podnoszone i żeby część zarobków była odkładana. Niestety, wydaje mi się że jeszcze dużo wody w Wiśle musi upłynąć by do tego doszło.

 

Czy z perspektywy czasu czegoś żałujesz w swojej karierze?
Nie, nie żałuję. Były takie sytuacje gdy miałem gdzieś tam zaproszenia od różnych menadżerów, miałem zainteresowania ze strony różnych klubów: Polonii Warszawa, Zagłębia Lubin, ale nie żałuję że zostałem w Gliwicach, nie chciałem stąd wyjeżdżać. Miałem tutaj dziewczynę, potem żonę która mieszkała i pracowała w Gliwicach, nie wyobrażałem sobie sytuacji żebym się wyprowadził poza Gliwice i nie widywał się z rodziną przez jakiś czas. Były takie momenty w życiu gdzie chyba zachowałbym się inaczej, ale jeżeli chodzi o piłkę nożną to nie żałuję niczego. Jedyne co czuję w takiej kategorii to żal, że nie dane mi było zagrać oficjalnego spotkania na nowym stadionie Piasta Gliwice, tylko tego mi się nie udało spełnić. Ogólnie cieszę się z tego wszystkiego: cieszę się że grałem w reprezentacji Polski w futsalu, cieszę się że grałem w Ekstraklasie, co było dla mnie nie do pomyślenia. Proszę pamiętać, ja nie miałem szkolenia stricte piłkarskiego, ja byłem tak na prawdę samoukiem. To że grałem w Ekstraklasie to tylko zasługa tego, że sam dobrze się szkoliłem do wieku juniora. Potem oczywiście miałem już treningi w Piaście, ale wcześniej sam się uczyłem na boisku. Cieszę się z tego, bo na to co sam wytrenowałem , osiągnąłem maksimum.

 

Myślałeś o tym żeby zostać trenerem?
Trenuję aktualnie dzieci w swojej akademii, ale nie interesuje mnie trenowanie seniorów. Chcę się skupiać na akademii, tu chcę być. Gdy otworzymy nasz ośrodek to chciałbym pomóc też dzieciom w treningach indywidualnych. Mnie osobiście nie było dane trenowanie indywidualne czy naśladowanie innych osób, nie miałem kogoś kto by mi wskazywał odpowiednią drogę, wiem że mi tego brakowało. Chciałbym niektórym młodym i starszym piłkarzom pomóc, trochę ich nakierować i podziałać w ich treningach indywidualnych. Seniorka póki co nie, póki co skupiam się na juniorach i na moich trenerach

 

Czy jest jakieś hobby, które cię zainteresowało po zakończeniu swojej kariery piłkarskiej? Coś na co wcześniej nie zwracałeś uwagi?
W sumie chyba nie, cały czas zajmuję się szkoleniem dzieci i młodzieży i nigdy w sumie nie patrzyłem na to pod kątem hobby. Teraz przykładowo, to co mnie odróżnia od innych, gdy patrzę na mecze to przyglądam się czy ktoś umie grać jeden na jeden, jak ktoś przyjmuje piłkę: w biegu czy ze zmianą kierunku? Gdy widzę, że ktoś zrobił jakiś fajny zwód to staram się później pokazać i poduczyć tego innych chłopaków i tyle.

 

Jarku, bardzo ogromnie ci dziękuję za rozmowę, to była wielka przyjemność rozmawiać z Tobą
Również dziękuję, bardzo fajnie się rozmawiało.

 

Ciekawostki od Jarka Kaszowskiego:

Pamiętam jak dziś, że zdobyliśmy kwalifikacje do Mistrzostw Europy w futsalu rozgrywanych w Moskwie w 2001 roku. Graliśmy turniej eliminacyjny w Zabrzu w 2000 roku i pamiętam jak dziś, że w meczu decydującym o udziale w ME graliśmy z Portugalią, Polska wówczas wygrała 3:0 a ja strzeliłem trzecią bramkę, takich rzeczy się przecież nie zapomina. Oprócz uczestnictwa w Mistrzostwach Europy, byłem też uczestnikiem „Final 8” Ligi Mistrzów, grając w Clearexie wyeliminowaliśmy Spartak Moskwa i to nam pozwoliło awansować na turniej do Lizbony.

– W Clearexie Chorzów zdobyłem kilka mistrzostw Polski i pamiętam, że był jeden sezon gdy wygraliśmy wszystkie spotkania i zdobyliśmy maksymalną ilość punktów. Nikt tego, z tego co pamiętam, nie powtórzył tego do dzisiaj. Wygraliśmy wtedy wtedy wszystkie mecze a prezes Zdzisław Wolny miał wtedy lekkie problemy z wypłaceniem premii za mistrzostwo i za zdobyte punkty (śmiech) . Pamiętajmy, że graliśmy wtedy już w lidze między innymi z PA NOVA Gliwice, bardzo mocny przeciwnik, to była taka rywalizacja bardzo mocna, hale podczas tych spotkań były pełne.

– Anegdota już z Ekstraklasy: przyjechała do nas Legia Warszawa, i, jak to zwykle bywa, piłkarze wychodzą na murawę naszego starego stadionu przy Okrzei, rozglądają się, i słyszymy „no fajny ten stadionik, dobrze zainwestowali w stadion treningowy. A gdzie właściwie gramy ten mecz?”

– Ulubiona płyta muzyczna? Uwielbiam zespół Queen. Cieszę się, że cała moja rodzina uwielbia ten zespół: żona, starsza córka, młodsza córka, natomiast Bohemian Rhapsody to jest to co możemy słuchać w kółko.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!