ZAC CUTHBERSON (w białym stroju) fot plk.pl

Dla Kinga nie ma  limitu w tych play off. Szczecinianie kroczą od wygranej do wygranej w finale Energa Basket Ligi. Dziś King kolejny raz w tej serii finałowej pokonał we Wrocławiu miejscowy Śląsk. Mistrzowie sprzed roku mieli problem z wykorzystywaniem swoich wysokich zawodników zwłaszcza w momencie, gdy doganiali rywali. W serii do czterech wygranych jest już 2-0 dla Kinga.

Spotkanie King wszedł z wielkiego C. Trafienia Mazurczaka, Cuthbersona, Browna dawał gościom prowadzenie 13:0. Imponowały trafienia zza łuku tych dwóch ostatnich. Gdy trzeci taki rzut trafił  Bryce Bron King prowadził … 16:1, a jeszcze nie minęło połowa premierowej kwarty. Śląsk kompletnie nie istniał. Dopiero właśnie na półmetku kwarty swoje zaczął powoli odzyskiwać skuteczność i to za sprawą Aleksandra Dziewy i jego rzutów wolnych. Gdy trójkę trafił Jeremiah Martin wrocławianie zmniejszali straty do siedmiu oczek, ale tylko na moment. Ostatnie dwie minuty szczecinianie odpowiedzieli na punkty mistrzów Polski serią 8:0. Ale wszystko do czasu. Właśnie przerwa między kwartami podziałała lepiej na wrocławian. Po wznowieniu gry trafił Ivan Ramljak. Ważne punkty dodawał Artsiom Parakhouski. To było preludium. W ciągu kilkunastu sekund pięć oczek dorzucał Jakub Nizioł. W dwie i pół minuty gospodarze zmniejszyli straty do jednego oczka dzięki serii 12:0. Nie moc Kinga przełamał Mateusz Kostrzewski. Jednego byliśmy pewni. Mecz zapowiadał się ciekawie. Dzięki trafieniom Aleksandra Dziewy i Justina Bibbsa na tablicy pojawił się remis 32:32. King nie umiał odpowiedzieć na kolejne punkty graczy wrocławian. Owszem po trafieniu Phila Fayne’a było 34:38 dla gości, ale nie przyjezdni nie umieli więcej odpiwiedzieć na grę Śląska. Grę, która sprawiała, że to właśnie gospodarze wrócili do spotkania.

Po zmianie stron King nie rezygnował. Kwarta zaczęła się od ponownie skutecznych akcji gości. Przewaga gości wzrastała do siedmiu oczek. Mimo to wrocławianie nie składali broni. Gdy trafił Pusica było tylko 42:45 dla gości. Tu nastąpił moment na który King czekał od początku spotkania. Sygnał dał Bryce Brown, a kontynuował Zac Cuthberson. W trzy minuty Amarykanin zdobył jedenaście oczek, a podopieczni trenera Miłoszewskiego po trafieniu Filipa Matczaka prowadzili nawet 63:46. W zespole Śląska z świecą było szukać jasnych punktów. Przerwa między trzecią, a czwartą kwartą nie wybiła szczecinian. Gracze Kinga zbudowani solidną grą w trzeciej odsłonie kontynuowali swoją grę. Goście w dwie i pół minuty zaliczyli serię 8:2. Przewaga przyjezdnych wzrosła do rekordowych dwudziestu jeden oczek. Gdy kilkadziesiąt sekund później trójkę dodał Bryce Brown Śląsk musiał myśleć o odrabianiu strat na poziomie (55:77) dwudziestu dwóch oczek. King kontrolował wszystko co chciał na boisku. Nie zmieniały to nawet pojedyńcze trafienia Jermiaha Martina. Aktywny w King był George Hamilton, który jak trafił trzecią swoją trójkę w tej odsłonie na tablicy pojawił się nawet wynik  63:86. Na niespełna półtorej minuty na boisku pojawili się głębocy rezerwowi Kinga. Hala Ludowa od kilku minut  była kompletnie uciszona.

WKS ŚLĄSK WROCŁAW – KING SZCZECIN  65:92  (14:27, 22:12, 15:27, 14:26)

Śląsk: Jeremiah Martin 16, Aleksander Dziewa 11, Justin Bibbs 9, Vasa Pusica 8, Jakub Nizioł 7, Ivan Ramljak 7, Szymon Tomczak 5, Artsiom Parakhouski, Łukasz Kolenda 0, DJ Mitchell 0.

King: Zac Cuthbertson 24, Bryce Brown 21, Alex Hamilton 11, Phil Fayne 8, Tony Meier 8, Filip Matczak 6, Andrzej Mazurczak 6, Konrad Szymański 4, Kacper Borowski 2, Mateusz Kostrzewski 2, Konrad Rosiński 0, Maciej Żmudzki 0.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę podać swoje imię tutaj
Proszę wpisać swój komentarz!